Nice 1 Liga. GKS Tychy poległ ze Stalą, ale i tak zapewnił sobie utrzymanie

Szymon Kastelik, psz
Fot. Piotr Krzyzanowski/Polska Press Grupa
Nice 1 Liga. GKS Tychy przegrał u siebie ze Stalą Mielec (1:4) w meczu 33. kolejki Nice 1 Ligi. Dla podopiecznych Jurija Szatałowa to bolesna porażką, która... w rezultacie zapewniła im pewne utrzymanie. Wszystko dzięki remisowi Wisły Puławy.

Piękna pogoda przywitała wszystkich tyskich kibiców, którzy zjawili się tłumnie na Stadionie Miejskim przy ulicy Edukacji, aby ostatni raz w tym sezonie dopingować swoich idoli u siebie. Do zabawy dołączyła również kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców z Mielca, którzy chcieli wykorzystać okazję i odwiedzić jeden z najpiękniejszych obiektów sportowych na Śląsku. Słońce, wysoka temperatura, a także sytuacja ligowa rywali sprawiły, że w Tychach wyczuć można było bardziej atmosferę pikniku niż ognistą chęć rywalizacji, choć grupy kibicowskie zapewniły ciekawe oprawy, które miały przypominać piłkarzom o tym, że jest to jednak sport i trzeba walczyć o pełną pulę.

Stal Mielec był przed meczem w lepszej sytuacji, ponieważ swój ostatni mecz grał tydzień temu, natomiast tyscy piłkarze mieli w nogach czwartkowe, zaległe spotkanie z Wisłą Puławy, które kosztowało ich wiele sił oraz nerwów, gdyż rezultat tamtego spotkania decydował o tym, czy GKS Tychy będzie musiał martwić się o utrzymanie do końca, czy jednak w niedzielnym meczu ze Stalą postawi tylko kropkę nad i. Szczęśliwie dla podopiecznych Jurija Szatałowa mecz z Puławami przebiegł po ich myśli i do dzisiejszego pojedynku podchodzili z olbrzymim komfortem psychicznym. Jednak warto zaznaczyć, że dla Trójkolorowych perspektywa spadnięcia na miejsce barażowe była jeszcze realna i jeżeli chcieli sami zadecydować o swoim losie, musieli przynajmniej zremisować z gośćmi z Mielec, aby nie spoglądać nerwowo na wynik meczu Sandecja Nowy Sącz – Wisła Puławy.

Spotkanie, które prowadził sędzia Piotr Idzik, rozpoczęli gospodarze grający tradycyjnie w czarnych strojach. W pierwszych minutach więcej chęci i inicjatywy wykazywali goście, którzy chcieli wykorzystać zapewne to, iż bramkarza GKS-u Tychy oślepiało Słońce. Już w 3. minucie Stal wyszła z groźną kontrą. Kolew wprowadził piłkę na połowę przeciwnika i podbiegł jeszcze kilkanaście metrów, a następnie rozegrał do lewej, gdzie czekał Cholewiak. Kapitan gości wbiegł z futbolówką w pole karne, ale jego strzał po dłuższym słupku nie należał do najcelniejszych i ostatecznie piłka ominęła bramkę Florka w bezpiecznej odległości. Chwilę później Kolew wziął znów na swoje barki rozegranie kolejnej akcji ofensywnej Stali. Znalazł po prawej stronie Sobczaka i dostarczył mu dokładnie piłkę, prawy pomocnik rozejrzał się po szesnastce GKS-u, szukając partnerów, i posłał płaskie dośrodkowanie do zamykającego akcję Cholewiaka, który jednak nie dobiegł do piłki i od bramki mógł rozpocząć Florek.

Po pierwszych dziesięciu minutach goście lekko odpuścili i wreszcie do głosu doszedł GKS Tychy, który wcześniej, przez szybszą i agresywniejszą grę przeciwnika, nie potrafił skonstruować żadnego sensownego ataku. Piłkarze Jurija Szatałowa zaczęli grać odważniej, czego wynikiem była pierwszy realna akcja z 14. minuty. Krótkie oblężenie pola karnego Strączka zakończyło się niepozornym strzałem Mańki z ponad trzydziestu metrów. Piłka turlała się leniwie po murawie w stronę Świerczoka i zawodnicy Stali sądzili, iż napastnik GKS-u przejmie ją, ale ten postanowił przeskoczyć nad piłką i zaskoczony Strączek musiał mocno rozciągnąć się ku swojej lewej stornie, aby wybronić ten „pseudo” strzał.

Kilka minut później szczęścia szukał Radzewicz, który strzelił mocno z okolic dwudziestego piątego metra i chociaż piłka przeleciała obok bramki Stali, to sama próba postraszyła goalkeepera ekipy Zbigniewa Smółki.

Po lepszym okresie gry GKS Tychy opadł z sił i przyjezdni ponownie kontrolowali bardziej wydarzenia na boisku. Jednak ich przewaga ograniczała się głównie do posiadania piłki, z którego tak naprawdę nic nie wynikało. Spotkanie dosyć zwolniło i widać było ewidentnie, że piłkarze obu ze stron nie chcą za bardzo przemęczać się w upale, który panował na stadionie. Wysoka temperatura nie przeszkadzała zaś kibicom obu klubów, którzy nie przestawali śpiewać i dopingować swoje zespoły, tworząc przy okazji fantastyczną atmosferę.

Lekko rozluźnienie piłkarzy Stali prawie przyniosło gola GKS-owi. W 28. minucie Panajotow popełnił błąd na swojej połowie i jego nieudane podanie przejął Grzeszczyk, który znalazł się z piłką przed polem karnym i uderzył, ale na szczęście dla gości jego strzał okazał się być niecelny. Po przerwie na uzupełnienie płynów tempo znów spadło, a w głowach piłkarzy zaczęło wyraźnie szumieć od promieni słonecznych, ponieważ nagle zaczęli grać agresywniej, co skutkowało licznymi faulami, a nawet pojedynczą lekką przepychanką. Dopiero od 40. minuty kopacze przypomnieli sobie, że trzeba strzelać gole. Najpierw duet Kolew-Cholewiak narobił sporego zamieszania przed bramką Florka, ale defensywa tyszan poradziła sobie z zagrożeniem. Potem ciężar gry został przerzucony na drugą stronę. Aktywny Świerczok pokazywał się raz za razem swoim kolegom, aż wreszcie tuż przed doliczonym czasem gry dostał dobre podanie w szesnastkę Stali i strzelił z ostrego kąta, ale został powstrzymany przez wychodzącego z bramki Strączka. Jeszcze przed samym końcem Kolew zagroził bramce Trójkolorowych dobrym strzałem z rzutu wolnego, ale Florek pokazał po raz kolejny w tym sezonie, dlaczego Jurij Szatałow ufa mu i skutecznie wypiąstkował piłkę.

Druga połowa nie zaczęła się dobrze dla gospodarzy. W 48. minucie gry Jakub Kowalski popełnił błąd, którego wystrzegać powinni się nawet trampkarze młodsi. Przewrócił się o piłkę na połowie boiska, chociaż żaden z przeciwników nie wywierał na nim presji. To oczywiście wykorzystała szybko ofensywa Stali, która przejęła piłkę i ruszyła w stronę bramki tyszan. Kontrę wykorzystał Szymon Sobczak, który pokonał z najbliższej odległości wychodzącego do niego Pawła Florka i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Błąd Kowalskiego, który kosztował GKS Tychy utratę bramki, mocno rozwścieczył Jurija Szatałowa, który postanowił kilka minut później ściągnąć prawego pomocnika i na jego miejsce wprowadził Dawida Błanika.

Szybki cios mocno zdezorientował gospodarzy, którzy przez kolejne minuty nie potrafili dojść do siebie. Za to Stal Mielec wyprowadził kolejne dwa groźne ataki, które mogły podwyższyć ich prowadzenie. Dopiero w 58. minucie GKS Tychy postraszył wyraźnie przeciwnika. Radzewicz dośrodkował z lewej strony, a w polu karnym pojawił się znikąd Błanik, który jednak minimalnie minął się z piłką, co spotkało się z olbrzymim zawodem ze strony kibiców, którzy widzieli już oczyma wyobraźni piłkę w siatce.

W 65. minucie Cholewiak popisał się swoimi umiejętnościami technicznymi. Z lewej strony wymanewrował dwóch obrońców GKS-u Tychy i znalazł się przed Pawłem Florkiem, ale bramkarz gospodarzy był górą w tym pojedynku i popisał się piękną paradą.

Ciekawe czy zawodnicy GKS-u Tychy znali wynik trwającego równolegle meczu w Nowym Sączu (gdzie był remis 0:0), ponieważ dwadzieścia minut przed końcem swojego pojedynku nie wykazywali za bardzo wielkiej chęci na to, aby odrobić stratę jednego gola. Ewidentnie grali tak, aby po prostu dograć spotkanie w powiększającym się upale. To Stal Mielec częściej grał piłką, to Stal Mielec częściej podchodził pod bramkę rywala, to Stal Mielec wyglądał na drużynę, która chce jeszcze zdobyć bramkę. Jeżeli chodzi o Tychy to więcej zaangażowania wykazywał młody Błanik, którego wszędzie było pełno i nie bał się pojedynków bark w bark.

Jakiekolwiek nadzieje tyszan na punkty w tym meczu odebrał w 81. minucie Piotr Głowacki, który uderzeniem z niczego zaskoczył całą defensywę Tychów, w tym Pawła Florka. Było 0:2 i raczej po dalszej grze GKS-u było widać, że gospodarze po protu czekali na koniec meczu. Nie potrafili wytrzymać w tych trudnych warunkach, zwłaszcza po tym, jak jeszcze trzy dni wcześniej grali mecz.

Na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry honorowego gola dla GKS-u zdobył Jakub Świerczok, dla którego była to już 16. Bramka w sezonie. Napastnik z Tychów jednak nie mógł cieszyć się długo z tego, bo w doliczonym czasie gry Kolew wykorzystał zmęczenie przeciwnika i strzelił gola na 1:3. Chwilę później Stal znów zabawił się z wykończonym przeciwnikiem i Kolew zakończył szybki kontratak golem, wpisując się po raz drugi na listę strzelców.

GKS Tychy przegrał, ale przez to, że w spotkaniu Sandecja – Wisła Puławy padł bezbramkowy remis, jest już pewny utrzymania i za tydzień pojedzie do Sosnowca, aby po prostu zakończyć sezon i ewentualnie pokrzyżować plany rywalowi z regionu. Choć na pewno piłkarze Jurija Szatałowa chcieli pożegnać się z kibicami w lepszym stylu. Natomiast Stal Mielec pokazał, że dziesiąte miejsce w lidze nie jest przypadkiem. Gratulacje także dla Jakuba Świerczoka, który ma wielkie szanse na zdobycia korony króla strzelców, a także będzie popularnym tematem podczas letniego okienka transferowego.

Atrakcyjność meczu: 6/10
Piłkarz meczu: Aleksandyr Kolew

Pod Ostrzałem GOL24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24