Zobacz więcej zdjęć ze spotkania!
Mocno podkrążone oczy Jana Urbana mówiły wszystko – Steaua od kilku dni spędzała mu sen z powiek. Ten dwumecz jest jego życiową szansą i on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Mimo lekkiego przerażenia w oczach i anemicznej gry piłkarzy mistrza Polski od pierwszych sekund nie można powiedzieć, żeby Rumuni czymkolwiek w tym meczu zaskoczyli. Oni po prostu grali tak, jak mieli zagrać, a efekt był taki, że przewyższali Legię o klasę.
Każdy, kto przeczytał choćby NASZ TEKST mógł przed pierwszym gwizdkiem strugać eksperta:
- szybkie granie w trójkącie? Było.
- ultraofensywnie grający boczni obrońcy? Było.
- dośrodkowania z półdystansu Latovlevici’ego? Było.
- zagrania do ruchliwych pomocników przedostających się bez krycia w strefę między linią pomocy i obrony Legii? Było.
- regulowanie tempa gry przez Bourceanu? Było.
- prostopadłe podania niemal z każdego sektora boiska? Było.
I się golem skończyło. Niby proste, niby wszyscy wiedzieli, a Rumuni i tak robili swoje. Inny poziom.
Trzeba sobie powiedzieć jasno, że jednobramkowe prowadzenie Steauy do przerwy to był najniższy wymiar kary. Być może Kuciak mógł zostać w bramce, gdy prostopadłym podaniem z chirurgiczną precyzją obsłużony został Piovaccari. Może gola by nie było. Fakty są jednak takie, że gdyby nie Dusan, to w przerwie Legioniści mogliby się przebrać i wsiąść w samolot powrotny do Warszawy. Facet wiedział co robi odrzucając latem ofertę Standardu Liege. W czerwcu skończy mu się kontrakt i dzięki takim meczom jak ten w Bukareszcie z kartą na ręku będzie przebierał w ofertach.
Legia obudziła się dopiero w ostatnich fragmentach pierwszej połowy. Ponad 40 minut potrzebowała na przeprowadzenie pierwszej składnej akcji i postawienia się agresywnie grającym Rumunom. Jak to mówią, lepiej późno, niż wcale - najpierw jedyny w pierwszej połowie strzał na bramkę Tatarusanu oddał głową Wawrzyniak, a już po przerwie do remisu doprowadził Kuba Kosecki, wykańczając kontrę po dośrodkowaniu Radovicia i mocno studząc rozgrzane głowy Rumunów.
Steaua od tego momentu nie grała już w sposób dla Legii nieosiągalny. Nadal szalał Bourceanu (kapitalny strzał z dystansu), nadal problemy w obronie miał kręcony przez Popę Wawrzyniak, ale odmieniona w przerwie Legia - momentami – potrafiła dorwać się do mikrofonu (przede wszystkim przestrzelona „setka” Furmana) i wyszarpała niezwykle cenny remis.
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego wynik 1:1 wzięlibyśmy w ciemno, a po obejrzeniu pierwszej połowy dopłacilibyśmy za taki rezultat. I to z pocałowaniem ręki. Ostatni gwizdek przyjęliśmy z ulgą i dumą, bo Legia podjęła walkę (późno, bo późno, ale dziś na remis wystarczyło) i do Polski przywozi świetny wynik.
Zaglądamy dziś nieśmiało przez bramy piłkarskiego raju. Rewanż już za tydzień na Łazienkowskiej...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?