Dwunasty zawodnik? Nie, to biedronka

Dominik Smagała
Kibice na trybunach Stadionu Miejskiego we Wrocławiu
Kibice na trybunach Stadionu Miejskiego we Wrocławiu Janusz Wójtowicz
Widzowie, którzy tłumnie zjechali do Wrocławia, zasiedli na Stadionie Miejskim w liczbie około 40 tysięcy. Zasiedli, dosłownie. I wygodnie siedząc, w ciszy wspierali swoich piłkarzy. Może telepatycznie, może uznali, iż wystarczy sama obecność.

Stadion jest nowiutki. Jest imponujący. I mimo, iż nie jest najpiękniejszym obiektem jaki w życiu widziałem, to robi na mnie wrażenie. Podoba mi się pomysł z jednopoziomowymi trybunami, które dają kibicom duży potencjał do stworzenia niepowtarzalnej oprawy piłkarskiego widowiska. Nadal nie mogę do końca uwierzyć, że postawiliśmy takie futbolowe świątynie na ojczystym gruncie. Pieję z zachwytu za każdym razem wchodząc na nową arenę przyszłorocznego EURO i chociaż zawsze staram się być powściągliwy w zachwytach, to nie potrafię się powstrzymać. Taki jestem, tak mam. Stadion wyzwala we mnie niesamowite emocje, coś magicznego. Do zaliczenia pozostał mi już tylko jeden, Narodowy. Po każdej kolejnej wizytacji mam jednak coraz większe obawy. Bo stadion to nie beton i krzesełka. To coś więcej. Tego czegoś nie było we wrześniu w Gdańsku, tego czegoś nie było w piątek we Wrocławiu. Ni krzty atmosfery.

Widzowie, którzy tłumnie zjechali do Wrocławia, zasiedli na stadionie miejskim w liczbie około 40 tysięcy. Zasiedli, dosłownie. I wygodnie siedząc, w ciszy wspierali swoich piłkarzy. Może telepatycznie, może uznali, iż wystarczy sama obecność. Atmosfera skończyła się na odegraniu hymnów. Polacy odklaskali hymn Włoch, bawiąc się przy tym świetnie. Szkoda, że nie znali słów Fratelli d'Italia, bo by go dumnie razem z rywalami odśpiewali. Początek spotkania mógł jeszcze dawać minimalną nadzieję na choćby namiastkę jakiegokolwiek dopingu. Nic z tego. Z każdą minutą entuzjazm i energia biało-czerwonych kibiców opadały. Jedyne co potrafili zaintonować, to znana jak Polska długa i szeroka niepochlebna piosenka o piłkarskim związku oraz nowość: „Gdzie jest orzeł?!”.

Warto zaznaczyć w tym miejscu godną pochwały, gorliwą postawę spikera skutecznie zagłuszającego każdą próbę wyrażenia przez kibiców swojego niezadowolenia. Brawo towarzyszu! Dzięki ciągłym informacjom o wynikach baraży, ten mecz oglądałem w naprawdę komfortowych warunkach. Oprócz owych przyśpiewek próżno było się doszukać oznak życia 40 tysięcznej publiki. Może zasłabli na tę półtorej godziny? Bardzo możliwe skoro zasłabli nawet polscy piłkarze, a przecież to zawodowi atleci. Nie pomogło dynamiczne logo. Na nic się zdało nawet przy rzucie karnym wykonywanym przez kapitana drużyny Smudy. Rezerwowy Borussii Dortmund ledwo doczłapał do „wapna”. Na szczęście zdołał wykrzesać z siebie resztki sił i podać do Buffona. Wstydu nie było, okazje mieliśmy, było blisko. Włosi przespacerowali się po murawie stadionu, strzelając przy okazji dwie bramki. Po ostatnim gwizdku zawodników pożegnano sowitą porcją gwizdów.

Piłkarze dopasowali się do poziomu trybun, a trybuny do poziomu piłkarzy. Zawodnicy nie pomogli kibicom, kibice nie pomogli piłkarzom. I tu, i tu wiało chłodem. Nie zauważyłem zespołu na boisku, zespołu na trybunach też nie. Zawodnicy nie utożsamiają się ze sobą, kibice nie utożsamiają się z reprezentacją, PZPN nie utożsamia się z kibicami. Dlaczego? Nie wszyscy piłkarze są poliglotami. Nie każdy zna francuski, nie każdy zna niemiecki. Kibice nie czują więzi z zawodnikami, którzy z Polską związani są tylko na szybko produkowanym paszportem i chęcią promocji na piłkarskim rynku. No i kibic nie będzie decydował co jest dobre dla związku, a co nie. Ludzie z miodowej muszą z czegoś żyć. Orzeł, tradycja, tożsamość? Niech się lepiej uciszą i kupują karty za 30 złotych. A jak się sami nie uciszą to uciszy ich spiker na meczu. Błędne koło. Traci na tym tylko polski futbol. „Mówią, że nie mamy przyszłości. To dopiero początek.” Brzmi makabrycznie.

Na stadionie nie było zorganizowanego dopingu, fani miejscowego Śląska na stadionie się nie zameldowali. Brakowało ich bardzo. Od roku, tzn. od spotkania w Poznaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, na meczach w kraju nikt nie prowadzi dopingu. Bez grupy prowadzącej kibice czują się jak dzieci we mgle, a wyzwanie wytworzenia gorącej atmosfery meczu reprezentacji Polski na nowych stadionach ich po prostu przerasta. Szkoda, bo jeszcze nie tak dawno mecze rozgrywane u siebie były dla biało-czerwonych wielkim atutem. Niestety, ze zorganizowanym kibicowaniem na meczach kadry chyba możemy się już pożegnać na dobre. A poza tym, PZPN woli rozgrywać mecze jak najdalej od ojczyzny. Najlepiej w dalekiej Korei Płd., a jeśli nie to chociaż w Wiesbaden. Z dala od krytyki i wrednych kibiców domagających się normalności. Wygodniej.

Abstrahując od atmosfery meczowej należy też oczywiście wspomnieć o samym Wrocławiu. O niesamowitych walorach estetycznych miasta, jego uroku wiedzą chyba wszyscy w kraju. Logistycznie też prezentuje się bardzo pozytywnie. Na stadion, oddalony o kilka kilometrów od centrum miasta szybko i bez większych problemów dotrzeć można za pomocą miejskiej komunikacji. Tak z wejściem, jak i z wyjściem z dolnośląskiego obiektu problemów nie było. Żadnych niedogodności nie uraczyłem również w drodze powrotnej ze stadionu do centrum. Komunikacja ponownie się spisała bez zarzutu i już pół godziny po meczu znalazłem się z powrotem na wrocławskim rynku. Wrocław prezentuje się więc pod tym względem dużo lepiej niż Gdańsk. Sporo do życzenia pozostawia natomiast dworzec kolejowy, ale, że jest poddawany intensywnym remontom można takie utrudnienia wybaczyć. Wrocław jest już niemal gotowy na ugoszczenie przyszłorocznych Mistrzostw Europy. To miasto w pełni zasługuje na taką imprezę, zasługuje na taki stadion. Wstydu za rok z pewnością Polakom nie przyniesie.

Wracając do piłkarskiej rzeczywistości, należy zadać sobie pytanie, kto przyczynił się do grobowego nastroju mroźnego wrocławskiego piątku? Każda ze stron. PZPN, trener, piłkarze no i kibice. Związek, to wiadomo. Od długiego czasu misternie, krok po kroku psuje nam reprezentację i wszystko co wokół niej. Wydaje się, że to jego specjalność, a synonimem skrótu PZPN pozostaje słowo „nieprofesjonalny”. Trener, zagubiony w rzeczywistości i chaosie, który sam wokół siebie i własnego zespołu wciąż produkuje. Piłkarze, nierozumiejący się ani w szatni, ani na boisku. Kibice, których znakiem rozpoznawczym jest cisza, wyglądający jakby na stadionie znaleźli się zupełnie przypadkowo. Kibice, którzy mogliby zorganizować niepowtarzalne widowisko, ale pofatygować się na stadion zamiaru nie mają. W sumie nie ma się co dziwić. Dla kogo mieli by tam przyjść? Już w coraz mniejszym stopniu jest to reprezentacja narodowa. Bardziej przypomina prywatny folwark PZPN-u. We mnie również jest coraz mniej entuzjazmu. Męczą mnie już te zbiorowe pikniki. Nie o takich stadionach marzyłem, nie o takiej atmosferze. Ale co tam. Ludzie i tak przyjdą, a kasa będzie się zgadzać. „Dwunasty zawodnik? Nie, to biedronka”.

Drogadoeuro2012.pl - sprawdź jak toczą się przygotowania do mistrzowskiego turnieju

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24