80. urodziny Romana Korynta

Janusz Woźniak/Dziennik Bałtycki
Roman Korynt
Roman Korynt Archiwum prywatne
W poniedziałek 80 urodziny obchodzi Roman Korynt, legenda pomorskiej piłki nożnej. Dzisiaj najlepszy w historii wybrzeżowy piłkarz, 35-krotny reprezentant Polski Roman Korynt, kończy 80 lat. Piękny jubileusz!

Dzisiaj najlepszy w historii wybrzeżowy piłkarz, 35-krotny reprezentant Polski Roman Korynt, kończy 80 lat. Piękny jubileusz! Swoje najlepsze piłkarskie lata spędził w Lechii Gdańsk. Grał w biało-zielonej koszulce przez piętnaście lat, rozegrał w Lechii 206 spotkań w samej tylko ekstraklasie. Był ostoją gdańskiego klubu w pierwszej, drugiej, a nawet trzeciej lidze, bo nie wyobrażał sobie zmiany barw klubowych. To z Romanem Koryntem w składzie Lechia osiągnęła najlepszy w swojej historii występów w ekstraklasie wynik, zajmując w sezonie 1956 wysokie trzecie miejsce.

Znakomity piłkarz urodził się 12 października 1929 roku w Tczewie, aby kilka miesięcy później przeprowadzić się z całą rodziną do Gdyni, w której mieszka do dziś. Mieszkać w Gdyni, a grać w Lechii, to też dość osobliwa historia, która nie przeszkadza jednak uznawać Romana Korynta za jednego z najwybitniejszych w historii gdańskich sportowców. Jednak piłka nożna to wcale nie była jedyna sportowa pasja pana Romana.

- Uprawianie sportu - mówi - zaczynałem w Gdyni. To był Milicyjny Klub Sportowy, w którym boksowałem, i Grom, w którym kopałem piłkę. Kto wie, czy nie zapowiadałem się nawet lepiej jako bokser, ale kiedyś w meczu okręgowym Gdańsk - Bydgoszcz sędziowie wyraźnie mnie skrzywdzili i obraziłem się na tę dyscyplinę sportu. Pozostał więc futbol, a mój boiskowy szlak wiódł poprzez występy w Gedanii Gdańsk, z której odszedłem do wojska, grając najpierw w OWKS Lublin, a później w CWKS Warszawa. W stolicy to była piłkarska paczka - wspomina. - Kazimierz Górski, Leszek Jezierski, Edmund Ziętara, Tomasz Stefaniszyn czy Marceli Strzykalski.

To właśnie jako piłkarz CWKS Warszawa Korynt pierwsze dwa razy został powołany do reprezentacji Polski, ale kolejne 33 razy koszulkę z białym orłem zakładał już jako zawodnik Lechii. To w tym czasie nasza reprezentacja mierzyła się, bez powodzenia, w meczach eliminacyjnych mistrzostw Europy z Hiszpanią, a grający na środku obrony Korynt toczył wspominane później przez wiele lat pojedynki z gwiazdą światowego futbolu Alfredo di Stefano. Do historii przeszedł też pamiętny mecz z 20 października 1957 roku w Chorzowie: Polska - ZSRR. Grano o punkty w eliminacjach mistrzostw świata.

- To był taki mecz z podtekstem. Czuliśmy to. W Polsce wtedy mówiono, że z "Ruskimi" wygrywać nie wolno. Ponadto oni mieli silniejszą reprezentację i najzwyczajniej w świecie byli faworytami tego spotkania. Tymczasem Gerard Cieślik dwukrotnie znalazł drogę do siatki słynnego Lwa Jaszyna i wygraliśmy 2:1. Kibice oszaleli ze szczęścia. Dokopaliśmy "Ruskim", co można było rozumieć dosłownie i w przenośni. Tysiące ludzi przerwało kordony ochronne i wdarło się na murawę. Na ramionach znieśli nas wszystkich do szatni. A ja byłem podwójnie szczęśliwy, bo na tym meczu była moja żona Hania... wspomina pan Roman.

Doskonała gra w tym czasie kształtowała opinię, że Korynt to nie tylko najlepszy w Polsce środkowy obrońca, ale może też jeden z najlepszych na świecie i w Europie. Nic więc dziwnego, że kolejni selekcjonerzy ustalanie składu polskiej reprezentacji zaczynali od Korynta. Tak było do wyjazdowego meczu z olimpijską reprezentacją RFN, w listopadzie 1959 roku.

- Wygraliśmy 3:0, a ja zagrałem bardzo dobry mecz. Nazajutrz w niemieckiej gazecie ukazało się moje zdjęcie z podpisem, że Roman Korynt gra doskonale i każe sobie za to płacić. Wybuchł skandal. Wiesz, jakie to było wówczas zakłamanie. W Polsce futbol był amatorski i nie można było oficjalnie mówić o pieniądzach za granie. Cała afera wzięła się stąd, iż korespondując z byłym działaczem Lechii, który przeniósł się na stałe do Niemiec, napisałem mu, że za wygrany mecz płacą nam 300 złotych. On tę wiadomość upublicznił. W efekcie zostałem wyrzucony z reprezentacji nieomal w przeddzień wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Rzymie i otrzymałem kilkuletni zakaz wyjazdów zagranicznych. W ten smutny sposób zakończyłem reprezentacyjną karierę i jednocześnie legło w gruzach kolejne moje marzenie związane ze startem na igrzyskach - jeszcze dzisiaj te fakty nie są obojętne Koryntowi.

Przestał grać w reprezentacji, ale nie przestał błyszczeć na krajowych ligowych boiskach. Polityczny "wilczy bilet" wydany przez komunistyczne władze był jednak ważniejszy niż sportowa forma i potrzeby piłkarskiej reprezentacji, dla której selekcjonerów od tego czasu obrońca gdańskiej Lechii przestał istnieć.

Ale gdańscy kibice pozostali wierni jego piłkarskiej klasie, dokonaniom i potrafili docenić przywiązanie do biało-zielonych barw. Roman Korynt został zwycięzcą plebiscytu "Dziennika Bałtyckiego" na 10 najlepszych sportowców województwa, w kilku innych plebiscytowych edycjach był w plebiscytowej "10" laureatów. Dwukrotnie wybierano go Piłkarzem Roku w Polsce. Ostatni mecz w bogatej piłkarskiej karierze rozegrał 3 czerwca 1968 roku - w więc mając 39 lat - na stadionie przy ul. Traugutta, a walcząca wówczas o trzecioligowe punkty Lechia zremisowała z Bałtykiem Gdynia 1:1. Nazwisko Korynta nie zniknęło jednak ze sportowych sprawozdań, bo wkrótce dał o sobie znać talent jego syna Tomasza Korynta, który był więcej niż dobrym ligowym napastnikiem. Strzelał między innymi bramki dla Lechii i Arki, raz wystąpił w pierwszej reprezentacji Polski. Dzięki temu nazwisko Koryntów, jako czwarte i na razie ostatnie wpisane zostało do historii polskiego futbolu, z uwagi na reprezentacyjną grę ojca i syna.

80-letni dziś Roman Korynt nadal nie wyobraża sobie , aby mógł stracić kontakt z futbolem.
- Piłka to moje życie. Tak było, jest i będzie. Nie wyobrażam sobie, aby mogło mnie zabraknąć na meczu ukochanej Lechii, a na ligowe mecze Arki i teraz Bałtyku także chodzę. Nadal wzruszają mnie mecze reprezentacji, szczególnie kiedy słyszę hymn, bo wracają wspomnienia własnych w niej występów, ale bywa już - szczególnie w ostatnich czasach - że występy kadrowiczów bardzo mnie denerwują. Ale za to cieszą postępy w grze biało-zielonych - mówi dzisiejszy jubilat.

Panu Romanowi na pewno można pozazdrościć tej pasji, a także dobrego zdrowia i samopoczucia.
- Moja recepta na zdrowie i samopoczucie jest prosta. Codziennie, bez względu na pogodę, jestem na działce. Pierwszą część drogi pokonuję autobusem, a później ponad dwa kilometry energicznym marszem w pięknych leśnych okolicach. W sumie więc robię nieomal pięć kilometrów dziennie, fizycznej pracy na działce też mi nie brakuje i tak toczy się dzień po dniu, aż przychodzi święto, czyli wizyta na stadionie na meczu - z pogodą ducha opowiada 80-latek.

- Roman mówi, że dożyje setki. Ja mu wierzę - z przekonaniem dodaje pani Hania, od ponad 55 lat żona Romana Korynta. To naprawdę szczęśliwe małżeństwo na dobre i złe.

Zatem 100 lat panie Romanie! Takich życzeń nie zabraknie zapewne dzisiaj na uroczystym spotkaniu w gdańskim Dworze Artusa, do którego na 80 urodziny Romana Korynta zaprasza prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24