Festiwal nieskuteczności w Warszawie. Legia podzieliła się punktami ze Śląskiem

Konrad Kryczka
Legia - Śląsk
Legia - Śląsk Bartek Syta / Polska Press
W meczu 2. kolejki Ekstraklasy Legia Warszawa podzieliła się punktami ze Śląskiem Wrocław. Na stadionie im. Marszałka Józefa Piłsudskiego mistrzowie Polski zremisowali z drużyną Mariusza Rumaka 0:0.

Sobota, 20:30 – prime time w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wydawałoby się, że to najlepsza pora na rozegranie spotkania na wysokim (albo przynajmniej bardzo przyzwoitym) poziomie. Zwłaszcza że jednym z uczestników zawodów jest mistrz Polski, który w międzyczasie walczy też o awans do Ligi Mistrzów. Jeżeli dodamy do tego, że wcześniejsze spotkania Legii ze Śląskiem powodowały masę emocji, to wydawało się, że i tym razem nikt nie zmruży oczu wieczorową porą.

Jak widać, kluczowym sformułowaniem dla sobotniego meczu (choć nazywanie kopaniny w ten sposób jest sporym nadużyciem) było „wydawało się”. Nam wydawało się, że możemy się spodziewać porządnego widowiska, a piłkarzom, że można zapewnić odpowiedni poziom, spacerując po boisku i unikając gry piłką. Niestety, w ten sposób (a długimi momentami – szczególnie w pierwszej połowie – było to coś w rodzaju sadyzmu wobec widzów) można jedynie zniechęcić kibiców do przychodzenia na stadiony i oglądania ligowych meczów, a telewizję do ich pokazywania.

Żeby jednak nie było, że tylko narzekamy, widzimy same minusy i wspominamy o znudzeniu, czy zasypianiu (swoją drogą w pierwszej połowie bardziej znudzony od nas mógł być chyba tylko Arkadiusz Malarz, któremu pozostawało co najwyżej pokopać sobie piłkę z obrońcami), postaramy się znaleźć coś pozytywnego. Niestety, nie ma tego za wiele. Od biedy można wskazać próbującego kiwać się z napastnikami rywali Mariusza Pawełka (tym sposobem bramkarz Śląska zaliczył więcej efektownych zagrań od większości zawodników z pola).

No i mieliśmy nawet jakieś celne strzały (a i kilka niecelnych, którym towarzyszyły niemałe emocje), co przy takim widowisku wcale nie było czymś oczywistym. Zresztą, można nawet powiedzieć, że pod koniec spotkania zrobiło się naprawdę gorąco. Najpierw Nemanja Nikolić głową (Węgier w pierwszych minutach drugiej połowy miał jeszcze świetną okazję, żeby pokonać Pawełka strzałem po ziemi) obił poprzeczkę, a później wykonana w ekwilibrystyczny sposób dobitka Prijovicia trafiła jedynie w boczną siatkę. Z drugiej strony mieliśmy natomiast strzały (z czego jeden powinien zakończyć się bramką) Petera Grajciara, które za każdym razem zatrzymywał jednak Malarz.

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24