Krzysztof Puzio: na murawie nie wolno oszczędzać [ROZMOWA]

Krzysztof Michalski
Krzysztof Michalski
Fot. Karolina Misztal
Krzysztof Puzio to człowiek, który od początku roku zajmuje się murawą na Stadionie Energa Gdańsk.

Jak to w końcu jest, greenkeeper czy groundsman?
Do tej pory utarło się w Polsce, że wszystkim co zielone zajmuje się greenkeeper. Tymczasem jest to osoba zajmująca się głównie polami golfowymi, a w przypadku wszelkich innych sportów, jak rugby, krykiet czy piłka nożna, praca należy do groundsmana.

Jak się zostaje takim groundsmanem? Jak to wyglądało w Pana przypadku?
Mój początek wyniknął z przypadku. Przez jakiś czas pełniłem rolę pomocnika w tym zawodzie i okazało się, że bardzo to lubię. Zacząłem zdobywać wykształcenie w tym kierunku, co pozwoliło mi aplikować o pracę w Celticu Glasgow. Kolejnym krokiem było wysłanie CV do Tottenhamu i tak znalazłem się w Premier League.

Czyli przygoda z tym zawodem zaczęła się już po wyjeździe do Anglii?
Tak. Nigdy bym nie pomyślał, że będę groundsmanem, tym bardziej, że z wykształcenia jestem ekonomistą. Ale to jest bardzo zaraźliwa praca, bardzo mi się spodobała i tak krok po kroku doszedłem do miejsca, w którym teraz jestem. Pracuję w firmie Trawnik Producent i dbam o obiekty, które ta firma pielęgnuje.

Jak wygląda praca groundsmanów w klubach typu Celtic czy Tottenham?
W Wielkiej Brytanii każdy klub posiada cały sztab groundsmanów i zatrudnia ich bezpośrednio. W Polsce jest nieco inaczej. Stadiony należą do miast, kierują nimi operatorzy, różne prace wykonują podwykonawcy... Nie ma bezpośredniego kontaktu między sztabem a groundsmanami. Na Wyspach ta współpraca między sztabem szkoleniowym a groundsmanami jest bardzo bliska.

Jak wytłumaczyłby Pan, w taki ogólny sposób, na czym polega praca groundsmana?
Praca groundsmana to przede wszystkim planowanie, bycie proaktywnym. Koszenie czy pielęgnacja murawy muszą być starannie zaplanowane. W Tottenhamie sztab czternastu groundsmanów pracuje na siedemnastu boiskach. Każdy musi wiedzieć co najmniej dzień wcześniej, co ma robić. Ludzie widzą efekt końcowy: równo skoszone pasy, ładne białe linie, ale doprowadzenie murawy do takiego stanu wymaga dużo planowania i ciężkiej pracy. Pracujemy w tak zwanych „anti-social hours”. Kiedy w weekend ktoś idzie sobie na piwko czy ogląda telewizję, to wtedy groundsman przygotowuje na stadionie boisko do meczu.

Gdy ogląda się Premier League, murawy wydają się być jak dywan. Działa tu trochę magia telewizji, czy rzeczywiście wyglądają one tak doskonale?
Są tak doskonałe. Wynika to z dwóch czynników. Pierwszy to technologia używana do budowy tych boisk. Są to boiska hybrydowe. Druga rzecz to pielęgnacja i budżet na nią przeznaczony. Z tym jest problem w Polsce, gdzie stadiony są zacienione i trawa nie ma dostępu do światła. Przy dzisiejszej technologii da się zastąpić naturalne światło sztucznymi lampami. Są to duże koszty, ale w Premier League każdy klub dysponuje takim oświetleniem.

Ile kluby w Premier League wydają na dbanie o murawę?
Na samą murawę między 300 a 500 tysięcy funtów, czyli około 2,5 miliona złotych rocznie.

Jak to wygląda w Polsce?
Wydaje mi się, że ta świadomość jest coraz większa. Każdy może sobie porównać, jak wyglądają boiska za granicą. Może ciężko zestawiać nas z Wielką Brytanią, bo tam jest inny klimat, ale Niemcy są blisko, a tamtejsze murawy wyglądają dobrze nawet w zimie. Tam też jednak te budżety są znacznie wyższe niż w Polsce. Na opiekę murawy w Ekstraklasie wydaje się około 200 -500 tysięcy złotych, w zależności od zamożności klubu czy operatora stadionu.

Na dużych stadionach wybudowanych przed Euro 2012 było mnóstwo problemów z murawą. Z czego to wynikało?
Problem wynikał z tego, że w tamtym czasie w Polsce wiedza na temat utrzymania muraw była na bardzo niskim poziomie, podobnie jak technologia. Nikt nie przewidział, że utrzymanie murawy jest takie drogie. Zaprojektowano piękne stadiony, ale nie myślano o ich centrum, czyli o trawie. Cały problem wynika z cienia generowanego przez wysokie trybuny. Kiedy trawa nie jest doświetlona energią słoneczną, nie zachodzi fotosynteza i ona po prostu umiera. Można to kontrolować, ale potrzebna jest do tego właśnie ta technologia w postaci lamp. Wtedy w Polsce nikt nie zakładał, jak drogie może to być. Doświetlanie trzema lampami kosztuje około 600 tysięcy złotych na sezon. I mówimy tu o kosztach samej energii.

Czyli zaczynamy gonić Zachód?
Tak, chociażby Lechia ma już dwie lampy, wprowadzone przez firmę Trawnik Producent. Optymalnie potrzebowałbym sześciu takich lamp, które pokryłyby 1/3 boiska. Wtedy mógłbym dzielić sobie boisko na trzy części i doświetlać je na bieżąco. Ważne jednak, że coś już się dzieje w dobrym kierunku. Wiem, że Legia też ma chyba dwie lampy, zakupiła je również Cracovia, inni także próbują coś robić w tym kierunku.

Zatem gonimy. A mamy szansę dogonić?
Myślę, że tak. Polska, ze względu na historię, jest zawsze trochę do tyłu ze wszystkimi tematami, ale po pewnym czasie nadgania. Podobnie będzie w tym przypadku i będziemy mieć murawy na światowym poziomie.

Czy patrząc globalnie, branża ta cały czas się rozwija?
Groundsman cały czas musi być na bieżąco, orientować się w technologii, bo cały czas wychodzi coś nowego. Z firmą Trawnik Producent próbujemy teraz wdrożyć system napowietrzania korzeni. Jest on stosowany choćby na Emirates Stadium, stadionie Arsenalu. Polega to na tym, że przez system drenażowy pompowane jest powietrze do systemu ukorzeniania, co wzmaga optymalny rozwój trawy. Normalnie odbywa się to za pomocą areatora, który nakłuwa powierzchnię murawy. Dzięki temu nowemu sposobowi można bezinwazyjnie kontrolować stan tlenu w systemie korzeniowym.

Duże znaczenie ma kwestia klimatu?
Kiedy porównamy Polskę z Wielką Brytanią, to różnice są spore. W Polsce mamy opady śniegu, minusowe temperatury przez kilka tygodni. Trawa u nas zachowuje się zatem zupełnie inaczej niż na Wyspach. Zimą trawa przechodzi w stan hibernacji, podczas gdy w Wielkiej Brytanii cały czas jest aktywna. Można ją kosić, nawozić i cały czas ma estetyczny, zdrowy wygląd. U nas dałoby się zrobić takie „szklarniane” warunki na stadionie, ale potrzebna do tego jest technologia. Dzięki niej moglibyśmy tak naprawdę skrócić okres przerwy zimowej w ekstraklasie i jestem pewien, że kiedyś do tego dojdziemy.

Zdążył Pan poznać naszą gdańską murawę?
Tak, jestem tutaj od początku roku i wiem, że piłkarze skarżyli się na jej twardość. Pracuję nad tym, żeby mieć bezpośredni kontakt z drużyną, tak jak to do tej pory wyglądało w mojej karierze. Zawsze miałem kontakt z trenerami czy fizjoterapeutami. Mogli się ze mną dzielić swoimi sugestiami i ja mogłem się do tego dostosować. Udało mi się nawiązać kontakt z trenerem Piotrem Nowakiem i wiem od niego, że zawsze tej interakcji brakowało. Teraz to zmieniamy, zwłaszcza, że wraz z firmą Trawnik Producent jesteśmy też odpowiedzialni za boiska treningowe, więc ten kontakt musi być na bieżąco.

Wiem, że miał Pan spotkanie ze sztabem Lechii. Często takie spotkania się odbywają?
W miniony wtorek mieliśmy pierwsze spotkanie, na którym się poznaliśmy. Bardzo się cieszę, że trener znalazł czas, żeby się spotkać i poruszyć kilka tematów. Widać jego profesjonalizm i to, że zależy mu na współpracy ze mną. Ważne jest dla niego to, na jakiej murawie będzie trenował i kto o tę murawę dba.

Kiedyś było głośno o tym, że drużyny na mecze z Barceloną przygotowują dłuższą murawę, żeby ciężej było rozgrywać piłkę. Czy takie „sztuczki” są na porządku dziennym?
Wiem, że kiedyś takie rzeczy się działy. Wtedy zawód groundsmana nie był jeszcze tak znany i rozwinięty. Teraz wszystkie zasady dotyczące murawy są z góry ustalone przez FIFĘ czy PZPN. Dwie połówki boiska muszą być nawodnione w takiej samej ilości przed meczem i w przerwie, trawa musi być skoszona na wyznaczoną długość na całej powierzchni boiska. Ze względu na bezpieczeństwo zawodników nie ma już miejsca na żadne „sztuczki”.

Rozmawiamy o tym, ile kosztów wymaga utrzymanie murawy w odpowiednim stanie. Ale czy polskie kluby na to stać?
Nie chcę mówić, że klubów nie stać, ale powinny po prostu lepiej planować budżet. Dla nich wciąż jest to taki element, na którym można zaoszczędzić. Pamiętajmy jednak, że to nie jest tylko rola klubów. W Polsce zazwyczaj nie są one właścicielami stadionów.

Mój kolega redakcyjny użył takiego porównania, że kiedyś piłkarze na Zachodzie jedli makarony, a polscy dwie godziny przed meczem schabowego z frytkami. W końcu przyszedł taki moment, że zdaliśmy sobie sprawę, że bez odpowiedniego żywienia w profesjonalnym futbolu ani rusz. Czy zbliża się taki moment w kwestii dbania o boiska?
Wydaje mi się, że to dobre porównanie. Każdy trener powie, że bez dobrej murawy nie ma dobrej gry. Arsene Wenger powiedział kiedyś, że jemu nie zależy na pięknych budynkach, korytarzach czy biurach. Jego biurem jest boisko, tam wykonuje swoją pracę, więc jego boiska muszą być na najwyższym poziomie.

Duże znaczenie ma kwestia tego, czy stadion jest wieloużytkowy i oprócz meczów odbywają się na nim chociażby koncerty?
PGE Narodowy, to został on wybudowany jako arena wieloużytkowa. Boisko „wjeżdża” tylko na potrzeby meczów piłkarskich. To jest całkiem inna sztuka, niż typowa praca groundsmana, który dba o boisko i je pielęgnuje.

Czyli więcej czasu spędza Pan przy dbaniu o boisko na Stadionie Energa Gdańsk?
Oprócz Lechii i PGE Narodowego mam również boiska treningowe, boisko I-ligowe w Legnicy, boiska w ośrodku w Arłamowie, gdzie trenuje reprezentacja, boisko główne i treningowe ŁKS Łódź... Łącznie jest to dziewięć boisk rozrzuconych po całej Polsce. Mam tutaj więc jeszcze więcej planowania niż normalnie (śmiech). Trzeba organizować budżety i programy nawozowe na wszystkie te obiekty, a każdy z nich jest inny. Z pozycji groundsmana przeszedłem na pozycję menedżera.

Czyli bezpośrednią robotę robią inni?
Tak, moim zadaniem jest wyszkolenie ludzi, wprowadzenie odpowiednich nawozów i technologii i zorganizowanie tego wszystkiego w czasie. Samym dbaniem o murawę bezpośrednio się już zatem nie zajmuję. Ale na pewno nieraz przed meczem siądę sobie za kosiarkę i skoszę boisko, bo jest to naprawdę fajne zajęcie (śmiech).

Jak to się stało, że po 10 latach w Anglii wrócił Pan do Polski?
Dowiedziałem się o firmie Trawnik Producent, która ma potężny projekt zbudowania ośrodka treningowego w Polsce, ale i tak wcześniej z rodziną myśleliśmy o powrocie do kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Puzio: na murawie nie wolno oszczędzać [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na gol24.pl Gol 24