Mariusz Piekarski: Pomogłem Lechii zarobić pieniądze. Mam sztywny kręgosłup moralny [ROZMOWA]

Paweł Stankiewicz
Mariusz Piekarski
Mariusz Piekarski Fot. Karolina Misztal
Mariusz Piekarski o pracy menedżera i współpracy z Lechią Gdańsk specjalnie dla „Dziennika Bałtyckiego“.

Przyprowadził pan do Gdańska nowych właścicieli. Obecne miejsce Lechii w polskiej piłce to także pana zasługa?

Powiem nieskromnie, że jak najbardziej tak. Jestem jedynym agentem na rynku, który przyprowadził do Polski tak poważnego inwestora, a ten zainteresował się rynkiem w naszym kraju i zainwestował pieniądze w Lechię. Dzisiaj prawdziwi kibice są zadowoleni, bo dzięki takiemu ruchowi mogą oglądać w swoim mieście i w drużynie, której kibicują takich piłkarzy jak Krasić, Borysiuk czy Mila.

Początkowo często był pan widywany w klubie, sporo pańskich piłkarzy trafiało do Lechii. To dobre miejsce do robienia interesów?

Nie podchodziłem do tego w ten sposób. Znamy się od dawna z prezesem Adamem Mandziarą, więc on często doskonale znał piłkarzy, których mu proponowałem, jak Borysiuk czy Makuszewski. Przeważnie przyprowadzałem piłkarzy dobrze znanych w całej Polsce, jak Wawrzyniak. Byli to albo reprezentanci Polski albo znajdujący się blisko drużyny narodowej. Dawnej Surma też trafił do Lechii dzięki mnie.

Dziś już jakby mniej pana przy Lechii. Dlaczego?

Zaangażowałem się w inne rzeczy. Z mojej strony była pomoc przez pierwsze 1-1,5 roku funkcjonowania Lechii, bo weszli do klubu ludzie, dla których towarzystwo było nowe. Jestem na rynku od kilkunastu lat, a w piłce od kilkudziesięciu, najpierw jako zawodnik, a teraz menedżer. Moi znajomi korzystali z moich usług i wprowadzałem ich w pewne kwestie, bo byli nieświadomi, którzy zawodnicy mają sumy odstępnego, kto jakim jest piłkarzem i jakim człowiekiem. Ja te informacje posiadałem, więc pomagałem. Potem zaangażowałem się w zawód pośrednika i skupiłem się na współpracy z piłkarzami, z którymi mam umowy. Nowi właściciele poznali ludzi, rynek, a agentów nie brakuje wokół Lechii. To jest normalne, taki jest zawód, to jest biznes, a każdy szuka dobrych doradców. Kluby szukają menedżera, któremu mogą zaufać. Jestem menedżerem globalnym, a nie lokalnym, więc wróciłem do swoich zajęć i przeprowadziłem od tego momentu sporo ciekawych transferów.

Dlaczego kibice Lechii są na pana źli?

Mam silną psychikę, czasami nawet się z nimi podrażniłem. Nie mogę ciągle udowadniać, że nie jestem wielbłądem, bo to nie ma sensu. Liczby mówią o mnie. Transfery przeprowadzone z Lechii, w które byłem zaangażowany, dały klubowi blisko trzy miliony euro. Żaden polski agent do Lechii nie przyniósł jeszcze tyle pieniędzy. Wiadomo, że na tej kwocie się nie skończy. W Lechu jest Makuszewski z opcją pierwokupu i bardzo możliwe, że zostanie w Poznaniu. A jeśli nie, to są kluby zainteresowane pozyskaniem Makuszewskiego już latem, więc na pewno tych pieniędzy będzie więcej. Nie rozumiem tej złości kibiców i nawet już nie staram się zrozumieć, bo to jest walka z wiatrakami. Mam sztywny kręgosłup moralny. Lubię pracować i za to otrzymuję gratyfikację, ale też lubię klubom pomagać i sprzedawać piłkarzy, żeby kluby zarabiały. Wtedy częściej do mnie wracają i myślę, że każdy prezes jest bardzo zadowolony ze współpracy ze mną. Czy to Legia, Lechia, Lech, czy Jagiellonia, która lata temu też zarobiła pieniądze na współpracy ze mną. Bilans zawsze jest na duży plus dla klubów. Ludzie, znając kontrakty i kwoty, o których mówię, to i tak w większości w to nie uwierzą. Myślę, że to wynika z tego, że w Gdańsku dawno nie było piłki na wysokim poziomie, a największy sukces Lechii to porażka z Juventusem.

Przyprowadził pan Borysiuka i Makuszewskiego do Lechii. Przedłużyli kontrakty w Gdańsku, potem jeden odszedł do Legii, drugi był wypożyczany do Portugalii i Lecha. Wreszcie Borysiuk został sprzedany do Anglii, a teraz znowu wypożyczony do Lechii. Wie pan, co mówią o tym kibice?

Wiem, o moich prowizjach. Nie muszę i nie za bardzo mi się chce tłumaczyć z mojego zawodu. Z powietrza się nie żyje. Mogę uspokoić kibiców, jeśli chodzi teraz o wypożyczenie Borysiuka, że nawet nie podjąłem tematu prowizji, przez myśl mi to nie przeszło, chociaż mi się należy. Chodziło mi wyłącznie o dobro piłkarza, zresztą jak zawsze. To nie jest moment na zarabianie pieniędzy.

Jest pan menedżerem, zarabianie na pośrednictwie to praca. Dlaczego dla Lechii miałby pan robić niektóre rzeczy za darmo?

Nie za każdy deal muszę dostać prowizję. Porównując moją pracę do piłkarza, to Ariel też mógłby zostać w Queens Park Rangers i kasować większe pieniądze, bo polskich klubów nie stać, żeby tyle płacić. Ma jednak ambicje, chce grać, a jak piłkarz gra, to się promuje. Tak samo agent. Jak daje piłkarza, który przez pół roku promuje się, to jest to początek tego, co wydarzy się za pół roku. Wtedy jest moment, żeby zarabiać pieniądze. Nie jestem agentem-desperatem i nie muszę na wszystkim zarabiać, a jakbym nie musiał, a zarabiał, to taki zawód. Każdy pośrednik na czymś zarabia. Nie jest od tego, żeby tylko pokazać, połączyć dwie strony, wszystkich zadowolić i iść sobie na kebab. Dzisiaj nie trzeba zdawać egzaminów i każdy może zostać pośrednikiem. Proszę zobaczyć, o czym my w ogóle rozmawiamy? O tym, że człowiek zarabia pieniądze. Każdy ma jakąś pasję, a jeśli się realizuje przy tym i zarabia, to chyba na tym życie polega. Dobrze wykonywałem swoją pracę, ale w Polsce pośrednicy są źle odbierani. Trochę się to zmienia, ale głównie u ludzi inteligentnych, którzy rozumieją, że kreatywni agenci z kontaktami są potrzebni i nieocenieni.

Z czego wynika negatywne podejście do agentów?

To nie dotyczy tylko agentów. W Polsce źle odbierani są ludzie, którzy sobie radzą. Nie chcę się powtarzać, że to zawiść i zazdrość, choć to w tej sytuacji najprostsze słowa. Nikt nie patrzy na to, żeby samemu do czegoś dojść, mieć cel, być autorytetem tylko najłatwiej usiąść i narzekać. Pieniędzy z domu nie wyniosłem, nie miałem ich, ale chciałem mieć, żeby móc prowadzić dobre życie, żeby było mnie stać na mieszkanie czy na szkołę dla dziecka. To nic złego. Ktoś nie ma pieniędzy i nie dąży do tego, żeby je mieć, bo stoi pod sklepem z browarem czy tanim winem i jemu to wystarcza. Są ludzie ambitni, którzy chcą prowadzić dobre życie i to, które mają na ziemi spędzić godnie i efektywnie. Nie obracam monet kilka razy przed wydaniem, ale szanuję pieniądze, bo wiem jak ciężko się je zarabia. Trzeba pamiętać, że w tym zawodzie są duże koszta, bo trzeba myśleć kreatywnie, dużo poruszać się po świecie, żeby zarobić i na działalność i na życie. Nigdy nie byłem sknerą i pewnie nie będę. To kwestia charakteru.

Jest pan w czołówce polskich menedżerów. Czy negatywne opinie kibiców pana w ogóle dołują?

Kompletnie mnie to nie rusza. Nie da się przetłumaczyć pewnych rzeczy, więc interesują mnie opinie ludzi, którzy są najbliżej, z którymi robię biznes. Jeśli ktoś mi zaufał, poleciłem piłkarza i się sprawdził, to ja jestem szczęśliwy. Grałem w piłkę, to na negatywne opinie się uodporniłem. Kiedyś w Legii mi zaufali jeśli chodzi o trenera Czerczesowa, który na stulecie klubu zdobył dublet. I to mnie cieszy. Na tym się skupiam, a nie na ludziach markotnych, którzy szukają dziury w całym.

Dlaczego Borysiukowi nie udało się w Anglii i wrócił na wypożyczenie do Lechii?

Gdyby w Queens Park Rangers nie zmienił się trener, to Ariel pewnie by teraz siedział w Anglii i przygotowywał się do kolejnego meczu. Ściągał go Jimmy Floyd Hasselbaink, który bardzo liczył na Ariela. Przyplątała się jednak kontuzja stawu skokowego, która wykluczyła Borysiuka z treningów na pięć tygodni. Trener, który chce piłkarza, stawia na niego i daje mu komfort psychiczny, a zawodnik się rozwija. Niefortunnie dla Ariela zmienił się trener, a ponieważ nie ma jeszcze 26 lat, jest ambitny, to chce walczyć o swoją karierę. Nie patrzy teraz na finanse tylko na kwestie sportowe. To jest fajne i kibice powinni to docenić. Nie każdy piłkarz taki jest. To, że odszedł wcześniej z Lechii do Legii to normalne, bo kierowały nim ambicje sportowe. W Warszawie zdobył mistrzostwo Polski, a potem podpisał dobry kontrakt w Anglii. Kiedy usłyszał, że nowy trener nie będzie na niego stawiał, to postawił grać gdzie indziej, a Lechię zna i w Gdańsku dobrze się czuje.

Gdańsk to dla niego przystanek?

Nie ma co ukrywać, że kwota wykupu z Queens Park Rangers jest duża. Lechia może jednak na Arielu ponownie zarobić. Jeśli będzie grał na swoim poziomie, a w lidze polskiej można się wypromować, i znalazłby się kontrahent, który chciałby zapłacić więcej, to czemu Lechia nie miałaby zarobić.

Maciej Makuszewski już do Lechii nie wróci?

Myślę, że nie. Jeśli Lech nie skorzysta z opcji wykupu to są kluby nim zainteresowane, bo dobrze wyglądał jesienią i praktycznie z Jevticiem ciągnął grę ofensywną. Pierwsze sezony grał dobrze w Lechii i w pewien sposób się spłacił, ale jego przyszłość będzie raczej poza Gdańskiem. Nie będę mówił jaka jest kwota wykupu, ale Lech ma wszystko w swoich rękach i jest w uprzywilejowanej pozycji. Jest jeszcze Adam Chrzanowski, którego z Lechii może wykupić Fiorentina.

Ma pan większą smykałkę do biznesu niż miał pan do gry w piłkę?

Podobną. Zdrowie mi nie pozwoliło, żeby w piłce osiągnąć coś poważniejszego. Będąc w Bastii też mogłem tylko przychodzić na treningi, nie grać w meczach i zarabiać duże pieniądze. Wolałem jednak przyjść do Legii, bo miałem ambicje, żeby się odbudować. Dwie pechowe kontuzje więzadeł krzyżowych i potem jeszcze stawu skokowego definitywnie zakończyły moją karierę.

Co jest ważniejsze? Kariera piłkarza, gra w jak najlepszych klubach czy przede wszystkim umowy najkorzystniejsze z finansowego punktu widzenia?

Jedno drugiego nie wyklucza. Fajnie jak piłkarz idzie do mocnego klubu i zarabia dobre pieniądze. Tu są przykłady Maćka Rybusa czy właśnie Ariela. Borysiuk w Lechii wyglądał bardzo dobrze i Legia zapłaciła za niego naprawdę duże pieniądze, jak na polskie warunki. Potem transfer do Queens Park Rangers i piłkarz zarabia coraz większe pieniądze. Jeśli mam do wyboru mistrzostwo na Litwie, to wolę grać w ósmym zespole ligi polskiej, ale zarabiać zdecydowanie więcej. Mam dużo przykładów ludzi piłki, którzy skończyli marnie i chciałbym, żeby moich piłkarzy to nie dotknęło. Jeśli mój piłkarz będzie w fatalnej kondycji finansowej po karierze, a wtedy zaczyna się prawdziwe życie, to ja się od niego nie odwrócę. Wolę jednak, żeby piłkarz się zabezpieczył, a potem jego dzieci i wnuki żyły z tego, co on wypracuje. Patrzmy na wielkie gwiazdy i jak zawodnik ma ofertę z Juventusu i Chin, to leci do Azji. Nie można się temu dziwić. Krótki okres do zarabiania pieniędzy trzeba wykorzystać maksymalnie. Kibic musi się z tym pogodzić i kibicować tym piłkarzom, którzy w danym momencie chcą grać w klubie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24