Te gwiazdy spadły nam z nieba [ZDJĘCIA Z FINAŁU]

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Niemiecka feta po finale Euro U-21
Niemiecka feta po finale Euro U-21 Andrzej Banas / Polska Press
Polscy piłkarze znowu dali plamę w turnieju organizowanym u siebie, na trybunach słychać było gdzieniegdzie kibolskie okrzyki z gorszych czasów, a włoski trener nie poszedł nawet do sanktuarium. A jednak to będzie Euro U-21, które zapamiętamy na długo. I na plus. W piątkowym finale na stadionie Cracovii Niemcy pokonali Hiszpanię 1:0 [GALERIA ZDJĘĆ ANDRZEJA BANASIA].

Sportowo - klapa, organizacyjnie - na piątkę. Albo prawie. Zaczynamy być mistrzami w dość specyficznej dyscyplinie, która w największym skrócie polega na tym, że potrafimy ugościć drużyny z całej Europy tak, że wszyscy są z przyjęcia bardzo zadowoleni, ale sami siedzimy w kącie, zazdrościmy jak grają inni i nawet trochę popłakujemy. Jak Karol Linetty. Po ostatnim meczu z Anglikami, który oznaczał pożegnanie z turniejem, prezes PZPN Zbigniew Boniek zdradził nam, że lider polskiej drużyny „płakał w szatni jak dziecko”. - Aż mi go było żal - mówił szef polskiej piłki.

Co jednak nie udało się na boisku - tak samo jak podczas „dorosłego” Euro 2012 - dużo lepiej wyszło poza nim. - Nie spodziewaliśmy się, że zostaniemy tu tak dobrze przyjęci. Organizacja bardzo dobra, na trybunach dużo kibiców i na __każdym kroku wyrazy sympatii. Super! - mówił nam mimo zmęczenia i nocnej pory po wtorkowym półfinale Saul Niguez, król strzelców i jeden z najlepszych zawodników turnieju.

Dlaczego nocnej? Bo hiszpański pomocnik Atletico Madryt stał się mimowolnie bohaterem podwójnym. Nie dość, że dobrze zorganizowanym Włochom strzelił na stadionie Cracovii trzy gole i zabrał na pamiątkę piłkę z tego meczu, to jeszcze po jego zakończeniu męczył się ponad dwie godziny na kontroli antydopingowej. Z szatni wyszedł dopiero po godzinie 1, gdy koledzy dawno już odpoczywali w hotelu w centrum Krakowa naprzeciwko filharmonii, a na niego musiał czekać specjalnie podstawiony samochód. Ile w tym czasie wypił wody, aby zadośćuczynić badaniu - nie przyznał się garstce reporterów, ale wiemy, że dużo, żartując przy okazji z działaczami z UEFA. Wiadomo też, że miał pecha, bo... taka kontrola została przeprowadzona po raz pierwszy dopiero w czwartym z kolei meczu w Krakowie. I padło akurat na Saula.

Zakończone właśnie, barwne Euro miało wiele twarzy, ale najbardziej charakterystyczne są co najmniej dwie. Poziom sportowy, którego wiele „dorosłych” drużyn wcale nie musiałoby się wstydzić oraz duże zainteresowanie kibiców - nawet (a może przede wszystkim) w mniejszych miastach, gdzie wielkiej piłki na co dzień nie ma.

Zwykło się dotychczas uważać, że młodzieżowe mistrzostwa są dobrym miejscem pojawiania się gwiazdek, które być może w przyszłości rozbłysną. Na tym Euro było inaczej. Nie dość, że do Polski przyjechały już „pełnoprawne” gwiazdy, które mimo młodego wieku mają na koncie sukcesy w największych europejskich klubach, to jeszcze udowodniły, że potrafią wytrzymać presję i potwierdzić swoje umiejętności. Innymi słowy - zaświeciły blaskiem już tu.

Dwa najbardziej wyraziste przykłady to Marco Asensio z Realu Madryt, mogący pochwalić się golem w finale tegorocznej Ligi Mistrzów i wspomniany Saul Niguez, podpora Atletico. Obaj popisali się hat-trickami, ten drugi nawet w półfinale. - Sami byliśmy ciekawi, co pokażą w Polsce, ale tak naprawdę liczyliśmy na to, że będą prawdziwymi liderami tej drużyny. Nie zawiedli - mówi Alberto Perez z radia Cadena Cope. - A __poziom, który zaprezentowała tu drużyna młodzieżowa przypominała czasami grę pierwszej reprezentacji - dodaje.

Będący w Krakowie hiszpański selekcjoner Julen Lopetegui upewnił się tylko, że na dwóch asów może liczyć. Zresztą, nie tylko na nich.

Nie byłoby jednak udanej imprezy, gdyby na wysokości zadania nie stanęli też kibice.

Co prawda do dzisiaj nie za bardzo wiadomo, dlaczego jedna z duńskich grup chodziła dumnie z flagą swoją i... szwedzką, ale to być może tylko dowód, jak piknikowa atmosfera panowała najczęściej wokół stadionów. W Krakowie było to widać szczególnie, nawet w tak z pozoru mało rzucających się w oczy sprawach jak zabezpieczenie policyjne. Zwykle na meczach ligowych funkcjonariuszy jest przy Błoniach dużo więcej, tym razem byli dyskretnie schowani.

Większa grupa Duńczyków przyjechała pod Wawel z północy kraju. - W sumie jest nas kilkadziesiąt osób, w tym pięć z jednego klubu, FC Nordsjaelland. Dostaliśmy bilety na jeden mecz, więc nikt się długo nie zastanawiał. Tym bardziej, że dla zdecydowanej większości to pierwszy przyjazd do Polski. Po tym co zobaczylismy w __mieście, naprawdę warto było - mówili nam Duńczycy.

Najwięcej rumoru robili jednak Włosi. Można wręcz powiedzieć - tradycyjnie, bo od czasu Euro 2012, kiedy „Azzurri” też tu mieszkali, czują się w Krakowie jak u siebie. Piątka kolegów z Mediolanu, Modeny, Bari, Pescary i Bergamo przygotowała nawet specjalny baner, informujący wszystkich, że przyjechali tu w zasadzie ze względu na ładne dziewczyny, ale o futbolu też nie zapominają...

- Pewnie paru kibiców z _Włoch przybyło specjalnie na Euro, ale jednak większość włoskich widzów to ludzie, którzy mieszkają w Polsce. My np. od dwóch lat pracujemy w Krakowie w międzynarodowej korporacji. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji i nie zobaczyć naszej drużyny na __żywo - _mówił nam Antonio, który przyszedł na otwarty trening Włochów na stadionie Wisły wspólnie z czwórką kolegów.

Jeszcze bardziej zorganizowaną formę dopingu, razem z ponad 20 innymi kibicami, wymyślił Salvatore Sazio, na co dzień trenujący dzieci w szkółce piłkarskiej m.in. w Tarnowie i w Niecieczy. - Mamy swoją grupę, w zasadzie z różnych rejonów Polski i kiedy jest taka okazja, to po prostu spotykamy się i __wspólnie kibicujemy.

Do tej piknikowej atmosfery, którą czuć było podczas Euro - i na stadionach i wokół nich, trzeba jednak dorzucić łyżkę dziegciu. Sporadycznie, to prawda, ale jednak na trybuny wróciły, szczególnie gdy grali Polacy, stare przyzwyczajenia i przyśpiewki. Od kibiców, tytułujących się mianem „narodowych” dostało się przede wszystkim policji.

Nie do końca zadowoleni byli też ci, którzy chcieli przy okazji zarobić parę groszy na sprzedaży sportowych gadżetów. W Kielcach, na jednej z bocznych ulic dochodzących do stadionu natknęliśmy się na objazdowego sprzedawcę, który co rusz musiał zamykać klapę od bagażnika z towarem, żeby nie przyciągać wzroku policjantów.

- UEFA tak konfiskuje teren wokół stadionów, że nic nie wolno sprzedawać, a jeśli to po kryjomu. Wszędzie jest to samo. Na siatkarskiej Lidze Światowej też się wszystko pogorszyło. Kiedyś były pikniki, specjalne atrakcje, dzisiaj kibic nie wie, co ze sobą zrobić przed stadionem, a tracą na tym też tacy ludzie jak ja - usłyszeliśmy w Kielcach.

Kto oprócz zwycięzców i wielkich gwiazd zostanie po tych mistrzostwach w zbiorowej pamięci? Niewątpliwie włoski bramkarz Gigio Donnarumma, obrzucony dolarami przez fanów Milanu, co zdobyło światowy rozgłos. Na szczególne wspomnienie mógł też zapracować trener Luigi Di Biagio, gdyby tylko wzorem włoskiego selekcjonera Cesare Prandellego z 2012 roku zdecydował się choćby raz wyruszyć pieszo do krakowskiego sanktuarium w podzięce za zwycięstwa i awans z grupy.

Tym razem pielgrzymki jednak nie było. Może dlatego Włosi odpadli już w półfinale?


Autor: Krzysztof Kawa

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Te gwiazdy spadły nam z nieba [ZDJĘCIA Z FINAŁU] - Dziennik Polski

Wróć na gol24.pl Gol 24