„Franz” przywraca Wiśle blask [KOMENTARZ]

Jakub Podsiadło
Franciszkowi Smudzie wystarczyło sześć meczów, żeby odzyskać zaufanie krakowskich kibiców. Ogołocona z dezerterów i wierzycieli Wisła jest niepokonana w lidze, a na samych pretendentach do tytułu zdobyła pięć punktów – wszystko pod wodzą rzekomo skompromitowanego szkoleniowca.

Wisła ograła Lecha w Krakowie. "Biała Gwiazda" wciąż niepokonana

Wisła nie do (P)oznania

Łatwo jest pisać taki tekst po show, jaki Wisła dała wczoraj w meczu z Lechem Poznań. Przy Reymonta zobaczyliśmy wczoraj dawno niewidzianego gościa – ci mniej sentymentalni nie widzieli go od dwumeczu z Liteksem, z kolei bardziej stęskniona część trybun w zachwytach wymieniała nawet Rzym i Gelsenkirchen. Skądkolwiek przywędrował ten duch, wskrzesił go jeden osobnik – Franciszek Smuda. „Franz” najpierw sprezentował kibicom mdły okres przygotowawczy, a jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, podczas przygotowań piłkarzom też różne rzeczy podchodziły do gardła. Z Górnikiem wszyscy oczekiwali masakry na wiślakach i faktycznie – chyba tylko sentymenty Adama Nawałki uratowały Wisłę od porażki. Wiślacy uspokajali, że są dobrze przygotowani i potrzebują tylko trochę czasu. Kibice ripostowali, że podobnie jak Maciej Skorża w swoich przygotowaniach nie uwzględnił Levadii, Smuda pewnie szykuje eksplozję formy na moment, w którym Wisła będzie w strefie spadkowej. Szybko okazało się, że stary wyga wie co robi i z każdym meczem konto punktowe wiślaków rośnie – i to w jakim stylu. Wisła upokorzyła nieszczęsnego pucharowicza i pretendenta do tytułu z Poznania, a wsiadający do autokaru po meczu Mariusz Rumak miał minę, jak Emilian Dolha w pamiętnym spotkaniu sprzed kilku sezonów.

Triumf „prostaka”

Mariaż Smudy z Wisłą to trochę małżeństwo z kryzysu, ale pod tym względem obie strony dobrały się idealnie. O ile „Biała Gwiazda” pogrążyła się sportowo i w ostatnich czasach to medialność ciągnęła ją trochę za uszy do góry, o tyle „Franz” został już przez media dawno policzony, zważony i podzielony. Na pierwszym planie były oczywiście zarzuty, które ze sportem nie miały nic wspólnego. Każdy lapsus i głupia wypowiedź Smudy na konferencji była od razu nagłaśniana przez tych, którzy żyją z promowania takich sensacji. Dlatego też trenerem Wisły nie został trzykrotny mistrz Polski, który w dodatku prowadził drużynę w Lidze Mistrzów, tylko prostak, który nie wie, że Czechosłowacja rozpadła się 20 lat temu.

Polska liga ma jednak to do siebie, że kibice (i prezesi) nie cierpią złotoustych, którzy nie mają wyników. Upadały mity Skorży i Ulatowskiego - przebijających te rozgrywki o lata świetlne swoją elokwencją i wygadaniem, ale jak tylko zaczęli przegrywać, rozsierdzeni kibice nie chcieli słuchać ich płomiennych oracji i wytłumaczeń. Wczoraj w Krakowie to „prostak” Smuda przechytrzył pod wszelkimi względami mądralę Rumaka i udowodnił, że zna się na swoim fachu.

Praca u podstaw

Ci sympatycy futbolu, którzy nie do końca uwierzyli w propagandę portali od śmiesznych obrazków z podpisami, mogą mieć do Smudy całkiem słuszne pretensje o całkowite sfuszerowanie EURO. Wygląda na to, że cała nominacja „Franza” na to stanowisko była bardzo pochopna, bo Smuda jest po prostu trenerem innego typu. Tego samego, co Waldemar Fornalik, dlatego obaj nie osiągnęli i nie osiągną nic z kadrą narodową, gdzie liczą się inne cechy niż w topornej piłce ligowej. Gdyby Smuda był Statuą Wolności, mógłby mieć napisane na czole „Dajcie mi swoich wyrobników, leni i młodzieżowców, a zrobię z nich drużynę” - styl jego pracy pasuje do ligowej szarzyzny o wiele bardziej niż do Lewandowskich i Błaszczykowskich. Co widać jak na dłoni w meczach Wisły – u Smudy błyskawicznie wystrzelili Bunoza i Chrapek, Łukasz Garguła gra tak, jakby ktoś mu poprzestawiał cyferki w wieku z 32 na 23, a w kolejce czekają kolejni, tacy jak Burliga. Wszystkich tych piłkarzy nie był w stanie obudzić z letargu nawet Michał Probierz, krzyczący i skaczący za pięciu (w polskiej lidze takich nazywa się „dobrymi motywatorami”, ale tylko dopóki mają wyniki). Sam Smuda nie jest oczywiście najbystrzejszym szkoleniowcem świata, ale też nie jest tak, że trzeba go stukać młotkiem w kolano, żeby sprawdzić czy reaguje. Wpuszczenie Chaveza zawaliło Wiśle mecz z Jagiellonią, ale z Lechem „Franz” już błyskawicznie odpowiadał na wydarzenia na boisku i z murawy prędko zeszli słabi Sarki i Stjepanović.

* * *

Na razie, w Wiśle wszystko idzie według planu. Bogusław Cupiał ogołocił Wisłę z co bardziej zdolnych zawodników (albo sami uciekli przez zaległości w wypłatach), natomiast misję sklecenia z pozostałych resztek drużyny, która nie spadnie z ekstraklasy, powierzył doświadczonemu w tym Smudzie. W klubie nie mówi się głośno o innych celach, niż zajęciu miejsca w grupie mistrzowskiej, ale jeżeli „Franz” dołoży kilka punktów w nadchodzących meczach, wbrew przedsezonowym zapowiedziom i własnym krytykom, powoli będzie mógł zacząć marzyć o europejskich pucharach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24