Jakie życie czeka Widzew po Pawłowskim? [KOMENTARZ]

Daniel Kawczyński
Trener Widzewa Radosław Mroczkowski będzie musiał sobie radzić bez Bartłomieja Pawłowskiego.
Trener Widzewa Radosław Mroczkowski będzie musiał sobie radzić bez Bartłomieja Pawłowskiego. Łukasz Kasprzak
Transfer Bartłomieja Pawłowskiego do Malagi odbił się wszędzie szerokim echem. Widzew bez wątpienia zyska na tym finansowo i marketingowo, ale w najważniejszym aspekcie sportowym poniósł gigantyczną stratę.

Oczywiście najważniejsze w tym wszystkim jest dobro piłkarza. Świetną rundą wiosenną i udanym początkiem nowego sezonu, Pawłowski udowodnił, że jak mało kto zasługuje na szansę sprawdzenia się zagranicą. Mimo konieczności trudnego wstawania z kolan i momentów zwątpienia, nie stracił cierpliwości i dzisiaj zbiera tego kolejne owoce. To nagroda za kilka lat upokorzeń ze strony Jagiellonii i zmuszenia do tułaczki po pierwszych i drugich ligach. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze rok temu szykował się z Wartą Poznań do pierwszoligowych rozgrywek, a wczoraj zaprezentował się kibicom ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów. Jak w amerykańskim śnie.

Ze szczęścia Pawłowskiego trzeba się cieszyć, niemniej w Widzewie mogą panować różne nastroje. Z jednej strony to wielkie zwycięstwo. Klub z Alei Piłsudskiego jest w stanie upadłości układowej, długi mogą sięgać nawet 7 milionów złotych, więc zastrzyk gotówki w kwocie prawie 1,5 mln złotych za samo wypożyczenie plus ewentualne 3 mln za transfer definitywny, w dużym stopniu zredukują ujemną kwotę.

To duży krok ku finansowej normalności, za co ukłony i gromkie brawa należy kierować do zarządu i sztabu szkoleniowego Widzewa. Zimą wypatrzyli na rynku utalentowanego, acz potwornie niedocenianego Pawłowskiego, bez zupełnie żadnego ryzyka zdecydowali się na wypożyczenie z opcją pierwokupu i jak się okazało mieli psi węch. Talent skreślanego piłkarza eksplodował, wartość finansowa wzrosła 20 razy(!!), a Widzew mógł błyskawicznie wykupić go na zawsze z Jagiellonii i od razu sprzedać z dużym zyskiem. To najlepszy widzewski interes ostatnich lat. Czapki z głów. Radość potężniejsza tym bardziej, że przed PZPN-em udało się wygrać spór z Jagiellonią, której szefowie nie mogli się pogodzić ze swoim błędem i wykorzystując ciążący na Widzewie zakaz transferowy, starali się doprowadzić do powrotu Pawłowskiego. Racji nie mieli, co włodarze Widzewa świetnie udowodnili przekonując odpowiednie organy. To się nazywa działać na poziomie.

Cichym, ale zdecydowanie najważniejszym obok Bartka bohaterem transferu jest Radosław Mroczkowski. Gdyby nie on, Pawłowski prawdopodobnie nie zagrałby w Ekstraklasie, a co za tym idzie nie przeszedłby do Malagi, bo trudno się spodziewać, by wypłynął z niższej ligi. Mroczkowski mu zaufał, udzielił potrzebnego wsparcia i obudził drzemiący talent. Regularnie dawał szansę, a ten odpłacał się dobrą grą. Jeśli chodzi o szkolenie młodzieży, nie ma w naszej Ekstraklasie lepszego szkoleniowca niż Mroczkowski. Chcąc nie chcąc musi stawiać na młodych i radzi z tym sobie doskonale. Pamiętajmy, że parę miesięcy temu, właśnie spod jego skrzydeł, 17-letni Mariusz Stępiński po bardzo udanym sezonie (5 bramek) trafił do FC Nuernberg. Teraz kolejny z widzewskiej stajni zmierza do hiszpańskiej Primera Division. Takie transfery przykuwają uwagę zagranicznych skautów, którzy powinni częściej i z większą uwagą przyglądać się poczynaniom młodych widzewiaków, co w przypadku błysku kolejnych talentów poskutkuje kolejnymi transakcjami. A renoma Mroczkowskiego ciągle będzie rosnąć...

Niestety szkoleniowiec Widzewa nie może się w pełni radować z sukcesu podopiecznego. Według planów to właśnie Pawłowski miał być najważniejszym elementem układanki. W jednym odejściu, Widzew stracił praktycznie dwóch zawodników - skrzydłowego i napastnika, który za sobą ciągnął praktycznie prawie całą siłę ofensywną Widzewa. Napędzał akcje na skrzydle, wygrywał pojedynki biegowe i jeden na jeden, dynamicznie schodził do środka, wypatrywał lepiej ustawionych partnerów (choć nie zawsze), skupiał na sobie uwagę obrońców, potrafił dryblować i zabłysnąć wyszkoleniem technicznym. Był jak znalazł dla zespołu bijącego się o utrzymanie. O znalezienie godnego następcy będzie nie lada trudno.

Marcin Kaczmarek wprawdzie ostatnio zaimponował asystą i dał zwiastun pewnego progresu, lecz ma już swoje lata i bardzo często razi niedokładnością, brakiem pomysłu, złymi podaniami i stratami. Mariusz Rybicki zanotował w Warszawie nienajgorszy występ. Jest szybki, umie precyzyjnie dośrodkować i wykańczać akcje, jednak w zeszłym sezonie miewał huśtawki formy, a na wiosnę podupadł totalnie.

Podatny na kontuzje Velijko Batrović podobno ostro pracował w trakcie przygotowań, ale widać formy nie osiągnął, skoro Mroczkowski nie wpuszcza go nawet z ławki rezerwowych. Jest jeszcze Tomasz Kowalski. W Białymstoku czasem był wystawiany na boku. W Widzewie z Legią nie zagrał w ogóle, z Zawiszą wszedł na boisko w drugiej połowie i dał bardzo optymistyczny prognostyk. Umie mądrze rozegrać piłkę, przytrzymać ją oraz inteligentnie zagrać. Co ważne - walczy, nie odpuszcza. W ataku póki co brylować powinien Eduards Visnjakovs, acz przy tym musimy pamiętać, że zagrał dopiero jeden mecz (Mehdi Ben Dhifallah też miał wystrzałowy debiut). Nawet jeśli Łotysz będzie imponował, na widzewskiej szpicy musi się znaleźć dobra alternatywa na wypadek wahań formy bądź kontuzji. Ogólnie rzecz biorąc, kandydatów do zastąpienia Pawłowskiego może i nie brakuje, tylko, czy któryś z nich wniesie tyle samo co on. A może w Widzewie powinni pomyśleć o kimś zupełnie nowym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24