Grzegorz Piechna, napastnik Kolportera Kielce, i Marcin Rosłoń, obrońca Legii Warszawa, wspólnie obalają mit, że w polskiej lidze grają tylko faceci chodzący z głowami w chmurach, którzy potrafią w życiu robić jedno - kopać piłkę. Typowy zawodnik ekstraklasy wstaje około 9 rano, potem o 11.00 trenuje i po dwóch godzinach ma już wolne. Najpierw jedzie na zakupy, potem je obiad, potem znowu robi zakupy, a potem ogląda telewizję. I tak dzień po dniu. Piechna i Rosłoń to rodzynki.
- Jeżeli ktoś lubi leżeć na kanapie i bumelować, uważając to za sposób na życie, to jego sprawa. Ja bym się głupio czuł, nie wiedział, co z sobą zrobić. Ile można patrzeć w telewizor i sięgać do lodówki za każdym razem, gdy są reklamy? - pyta Rosłoń, reporter Canal+. - Ja realizuję się inaczej. Idę do redakcji, przygotowuję się do meczu, pracuję. Z drugiej strony wielu piłkarzy rano jeździ na ryby. Czym to się różni od sprzedawania kiełbasy czy komentowania meczów? Niczym - mówi skromnie.
Pracy się nie boję
Legia kontra Kolporter to hit kolejki. Za każdym z tych klubów stoją wielkie pieniądze i rekiny biznesu - Mariusz Walter i Jan Wejchert z jednej strony oraz Krzysztof Klicki z drugiej. Wspólnie na futbol wydają około 50 milionów złotych rocznie, tworząc profesjonalne zespoły. A jednak to właśnie w tych zawodowych drużynach miejsce dla siebie znaleźli dwaj - do niedawna - amatorzy. I brylują! Rosłoń w ostatnich meczach był jednym z najpewniejszych punktów Legii, o Piechnie napisano już wszystko - jako zdobywca dwunastu goli wkrótce zadebiutuje w reprezentacji Polski.
Piechna ma na ręce bliznę. Kiedy pracował na budowie, wylała mu się smoła. - Bolało strasznie, ale przeżyłem - twierdzi i dodaje: - Żadnej pracy się nie boję.
Nie tak dawno zarabiał 1400 złotych miesięcznie. Ktoś taki jak on jest żywym dowodem, iż piłkarzem może być każdy. Wystarczy trochę talentu i praca, praca, praca. Zawodnik pierwszoligowy to żaden nadczłowiek. Trzeba tylko wierzyć w siebie.
Niech idą do pracy
Może w Polsce kiedyś się umówiono, że piłkarze powinni być profesjonalistami, a tak naprawdę z pożytkiem dla wszystkich mogliby zająć się także czymś innym? - Czemu nie? Jednak u nas piłkarze mają o sobie tak wysokie mniemanie, że to by nie przeszło - mówi Rafał Ulatowski, drugi trener Lecha, który w Islandii prowadził kluby złożone z piłkarzy-amatorów.
- A moim zdaniem ja i Grzesiek jesteśmy przypadkami losowymi i nie można uogólniać. W życiu piłkarza tak ważny jak wysiłek fizyczny jest też odpoczynek. To jest 50 procent sukcesu - wrócić do domu, zrelaksować się, pójść spać, zregenerować organizm. To profesjonalizm sprawia, że nasza liga jest jednak zdecydowanie lepsza niż islandzka, a reprezentacja Polski kwalifikuje się do finałów mistrzostw świata - twierdzi jednak Rosłoń.
Trochę inne zdanie ma Piechna. - Ta nasza liga taka do końca profesjonalna nie jest. Na Zachodzie takie przypadki jak nasze nie miałyby miejsca. I w Polsce jak piłkarze poszliby do pracy, to krzywda by się im nie stała - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?