Nika Dżalamidze to postać bardzo dobrze znana w Widzewie. Wychowanek Baia Zugdidi przywędrował do miasta Włókniarzy zimą 2011 roku ze słynnego CSKA Moskwa. Miał wtedy raptem 18 lat i mnóstwo nadziei związanych ze sobą. Na tle kolegów z drużyny od początku wyróżniał się ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Stylem gry, techniką i dryblingiem przypominał samego Leo Messiego.
Utalentowany Gruzin zadebiutował w Widzewie w wyjazdowej potyczce z Lechem Poznań. Zagrał tylko 25 minut, toteż nie mógł zaprezentować pełni swojej wartości. Potem z Koroną Kielce dostał już szanse od początku i po zaledwie 20 minutach wpisał się na listę strzelców. Kilka tygodni później załadował bramkę Śląskowi Wrocław.
I tak zaczęło być o nim głośno. Zachwycali się dziennikarze, kibice, szkoleniowcy, działacze. Nie dziwiły regularne powoływania do młodzieżowych reprezentacji Gruzji, gdzie często porównywano go do argentyńskiego gwiazdora.
Jak się jednak okazało było w tym sporo przesady, bo jak na napastnika Dżalamidze statystyki miał średnie. Wiosną 2011 roku zagrał łącznie w czternastu meczach, z czego dziewięć zaczynał w pierwszej jedenastce i w dwóch wytrwał od początku do końca. Na ławce siadał pięciokrotnie. Ostatecznie w ciągu 787 minut spędzonych na murawie zdobył tylko dwie bramki.
Była nadzieja, że lepiej wypadnie w sezonie 2011/2012 pod wodzą Radosława Mroczkowskiego. Niestety nadzieja była płonna. Za kadencji nowego trenera Gruzin zaliczył łącznie 15 występów - 11 w podstawowym składzie, trzy w pełnym wymiarze czasowym i cztery po wejściu z rezerwy. Gola zdobył tylko jednego - w piątej kolejce przeciwko Śląskowi Wrocław. W pozostałych spotkaniach raził nieskutecznością. Nie bardzo też chciało mu się grać. Podobno zaniedbywał obowiązki zawodnika - spóźniał się na treningi, a gdy już się pojawił, nie bardzo chciał się przemęczać. W końcu został odsunięty od drużyny. W kuluarach mówi się, że powodem takiego zachowania piłkarza były spore zaległości finansowe ze strony klubu.
W takich oto przykrych okolicznościach dobiegła końca jego przygoda z Widzewem. Zimą odszedł do Jagiellonii Białystok, gdzie w rundzie wiosennej zagrał w 11 spotkaniach, ale nie przełamał strzeleckiej niemocy.
W bieżących rozgrywkach wyraźnie się poprawił. Grał równie często - dotąd 12-krotnie wybiegał na murawę, a w sobotę strzelił bramkę nr 3 i 4. Chyba wiedział jak uderzać - w końcu Macieja Mielcarza zna nie od dziś.
Ciekawe teraz, czy w Widzewie żałują, że pozwolili sobie odebrać obiecującego snajpera.
WIDZEW ŁÓDŹ - serwis specjalny Ekstraklasa.net
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?