Nowe życie Marcina Cabaja. Praca z młodzieżą Cracovii i... Porońcu Poronin

Przemysław Frańczak/Gazeta Krakowska
Marcin Cabaj
Marcin Cabaj Tomasz Łaszcz (Ekstraklasa.net)
Sylwetki mógłby mu pozazdrościć niejeden piłkarz ekstraklasy, ale do Cracovii wrócił już jako trener bramkarzy z grup młodzieżowych. – O czym będziemy rozmawiać? – zagaduje Marcin Cabaj.

– O nowej pracy i o końcu kariery.

– Jakim końcu? Ja go jeszcze nie ogłosiłem – śmieje się bramkarz, który nadal jest rekordzistą Cracovii pod względem liczby występów w ekstraklasie (162). Do „Pasów” wrócił przed tygodniem jako trener bramkarzy z grup młodzieżowych, a wczoraj okazało się, że będzie łączył tę funkcję z rolą grającego szkoleniowca III-ligowego Porońca. – Ale bardziej szkoleniowca niż grającego – precyzuje.

No to co z tym końcem kariery? – To się rozumie samo przez się. Na poważnym poziomie już nie będę grał. Może jeszcze pobronię czasem w tej trzeciej lidze, tak, żeby się poruszać, dla zdrowia. Jednak chcąc nie chcąc, chyba bardziej nie chcąc, przeszedłem na drugą stronę.

Trochę wcześnie. Ma raptem 35 lat. Tyle samo co Krzysztof Pilarz, który ciągle jest pierwszym golkiperem „Pasów”. Sylwetka też jak za najlepszych czasów. Kiedy idzie w sportowym stroju przez klubowy korytarz w budynku przy ul. Wielickiej człowieka podświadomie korci, żeby zapytać o następny ligowy mecz, a nie o pracę z juniorami.

– Faktycznie, to jest jeszcze wiek, w którym można grać, a nie bawić się w trenerkę. Wolałbym pewnie jeszcze gdzieś kontynuować karierę, jest zdrowie, żeby to robić, natomiast nie ma co na siłę uszczęśliwiać innych. Tym bardziej że nie chciałem już grać gdzieś daleko od domu. Niedawno skontaktowali się ze mną trener Władysław Łach i prezes Jakub Tabisz. Wiedzieli, że wcześniej pracowałem jako trener w Siarce i Widzewie i zapytali, czy nie zająłbym się młodymi chłopakami. I oto jestem – uśmiecha się.

Schodzenia z ligowej sceny nie planował, przynajmniej nie tak szybko. Rok temu zamierzał przedłużyć kontrakt z pierwszoligową Sandecją. Wszystko było uzgodnione, nowy kontrakt leżał na stole. Jednak w Nowym Sączu rozmyślili się w ostatniej chwili, Cabaj kilka dni przed nowym sezonem został na lodzie.

– Nie pierwszy raz w życiu – kwituje gorzko. – W Sandecji w ogóle podejmowano wtedy bardzo dziwne decyzje. Trener Ryszard Kuźma sam zrezygnował, widząc co się dzieje. To zarząd, a może nawet ludzie kręcący się wokół klubu, chcieli decydować, kto ma grać, kto ma być w zespole. Ale nie ma co tego roztrząsać, bo musiałbym obrazić kilka osób, a nie zależy mi na rozdrapywaniu starych ran.

Szymon Marciniak poprowadzi mecz Wisły z Lechem

Pierwszy ostry zakręt w jego karierze miał miejsce cztery lata wcześniej. Zimą 2010 roku rozstał się z Cracovią, po ośmiu latach gry. W niej zadebiutował w ekstraklasie – i to z przytupem, bo szybko dostał powołanie do kadry, choć w reprezentacji nie zaliczył oficjalnego występu – w niej przeżywał wzloty i upadki (– Na pewno mogliśmy osiągnąć więcej – mówi teraz). I być może grałby w niej nadal, gdyby wtedy zdecydował się podpisać nową umowę. Też leżała już na stole.

– Nigdy nie miałem menedżera, a w tamtym czasie ciut wcześniej zacząłem współpracować z Jarosławem Kołakowskim, miał mi pomóc w negocjacjach z Cracovią. Tyle że w klubie nikt nie chciał z nim rozmawiać, więc wyszło na to, że gdybym podpisał nowy kontrakt, to musiałbym płacić mu prowizję za to, że nic nie zrobił. A miałem zostać na podobnych warunkach – zdradza Marcin.

Ostatecznie jego drogi z „Pasami” się rozeszły, menedżer zaczął szukać mu nowego klubu. Trochę to zajęło – pół roku później Cabaj przeniósł się do izraelskiego Hapoelu Beer Szewa. Miasto blisko Strefy Gazy, chwilę wcześniej zaczęła tam działać Żelazna Kopuła, słynny system obrony przeciwrakietowej.

– Na początku wydawało się, że to jest fajne miejsce, w którym można dalej bawić się w piłkę – opisuje. – Po niespełna dwóch miesiącach ściągnąłem tam żonę i córkę. Po trzech dniach ich pobytu zaczęły się ataki, więc szybko przewieziono nas do Tel Awiwu. Na miesiąc. Gdy pierwszy raz usłyszałem alarm, a jest naprawdę głośny, wyszedłem na balkon zobaczyć, o co chodzi. W ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że to jest jakiś nalot. Dyrektor sportowy, który mnie tam zatrudniał zapewniał mnie, że kiedyś był problem, ale teraz jest już spokojnie. Żarty się skończyły, gdy pewnej nocy zadzwonił do mnie kapitan drużyny, mówiąc żebyśmy się schowali do domowego schronu. Wtedy zrozumiałem, że to pomieszczenie z grubymi żelaznymi drzwiami jak od sejfu, do czegoś jednak służy. Gdybym był sam, to może bym wytrzymał, ale nie chciałem narażać rodziny i drżeć za każdym razem, gdy dziewczyny są na placu zabaw. Po pół roku rozwiązałem kontrakt, inni obcokrajowcy zresztą też.

Po powrocie wielu ofert nie było. Dzięki Arkadiuszowi Onyszce trafił na testy do szwedzkiego Viborga. Cabaj utrzymuje, że poszły nieźle, ale gorzej było z negocjacjami finansowymi. W końcu trafił do Polonii Bytom, a potem do Sandecji. – Półtora roku temu, w grudniu, znów odezwał się Viborg. Kontrakt był gotowy, ale Sandecja nie chciała mnie puścić. Nie mogliśmy się dogadać – ujawnia bramkarz.

Zanim okrężną drogą wrócił, już w nowej roli, do Cracovii, był jeszcze grającym trenerem bramkarzy w Siarce Tarnobrzeg, a przez ostatnie pół roku pracował z Wojciechem Stawowym w Widzewie Łódź. Wspólnie zaliczyli spadek z I ligi. Miał czas, żeby oswoić się z myślą o końcu kariery. Albo inaczej – płynnie się przekwalifikować. Zaczął robić trenerskie papiery. – Chciałbym ogarnąć temat szerzej i nie skupiać się tylko na specjalistycznym treningu bramkarskim – podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24