Piechniczek: Jaskółką, która niestety wiosny nie czyni, jest Legia

Hubert Zdankiewicz
- Mamy w Polsce wielu młodych i zdolnych trenerów, którzy chcą się uczyć i sporo już potrafią. Utrudnia im jednak pracę negatywne nastawienie mediów i właścicieli klubów - mówi Antoni Piechniczek, były selekcjoner reprezentacji i medalista mistrzostw świata, dziś wiceprezes PZPN ds. szkolenia.

Przyjąłby Pan zaproszenie na kawę od Leo Beenhakkera?
Uuu, z wysokiego C pan zaczyna. Ale OK. Oczywiście, że bym przyjął, choć przyznam, że znam kilkudziesięciu trenerów o bardziej ujmującej osobowości niż Leo.

Nie przypadkiem pytam o Beenhakkera. Za jego czasów mieliśmy selekcjonera z zagranicy. Teraz za to na potęgę importujemy do kadry piłkarzy.
To jest tendencja ogólnoświatowa. Trudno, żebyśmy pozostawali w tej materii zieloną wyspą.

Z krajów, które coś znaczą w światowej piłce, poza nami robią to w takich ilościach chyba tylko Turcy.
To potrzeba chwili, a nie jakiś długofalowy trend.

I nie przeszkadza to Panu?
Nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. To jest temat rzeka, materiał na akademickie wystąpienie.

Spróbujmy kilkoma zdaniami.
Odpowiem pytaniem na pytanie: czy w czasach Kazimierza Górskiego ktoś wyobrażał sobie, że w reprezentacji Niemiec będą grać tacy piłkarze, jak Klose, Podolski, Özil, Khedira, Boateng czy Cacau?

Poza tym ostatnim wszyscy urodzili się w Niemczech. Albo się tam wychowali.
Zgoda, ale nawet takiego scenariusza nikt by sobie chyba nie wyobraził. W reprezentacji Niemiec nie grali wówczas potomkowie emigrantów, tylko Maier, Beckenbauer, Netzer i Müller. Czasy się jednak zmieniły. Niemcy stały się krajem bardziej wielonarodowościowym niż kiedyś. Podobnie jest w Polsce.

Z tym, że Obraniak, Perquis czy Polański nawet nie wychowali się w naszym kraju.
Ale wszyscy mają polskie korzenie. Polański nawet urodził się w Sosnowcu. To zupełnie inne przypadki niż Roger czy Arboleda.

Obraniak gra w kadrze od dwóch lat, a nie nauczył się nawet mówić po polsku.
Zgoda - powinien się nauczyć. On najwyraźniej nie widzi jednak takiej potrzeby.

I naprawdę nie przeszkadza Panu, że Franciszek Smuda buduje reprezentację w oparciu o takich piłkarzy?
Powierzając mu reprezentację, postawiliśmy też pewne cele do zrealizowania. Skoro uznał, że potrzebuje do ich realizacji takich graczy, to widocznie ma ku temu powody. Zresztą wydaje mi się, że cały problem jest sztucznie rozdmuchany. Śledzę z boku to, co dzieje się w kadrze, i wiem, że wszyscy ci "obcokrajowcy" świetnie zintegrowali się z grupą. Inni piłkarze zaakceptowali ich obecność, a nawet się z nimi zaprzyjaźnili. Skoro oni nie widzą problemu, to dlaczego my mamy go widzieć?

Bo problem istnieje. Importujemy kadrowiczów, bo poziom szkolenia w Polsce się obniżył.
Dlaczego pan tak twierdzi?

Wystarczy spojrzeć, ilu cudzoziemców gra w ekstraklasie.
A po boiskach Premier League nie biega? W Arsenalu Londyn przed kilku laty nawet na ławce rezerwowych trudno było znaleźć Anglika.

Trzeba się z tym pogodzić, bo czasy się zmieniły?
A to już zupełnie inna kwestia. Nie uważam tak, podobnie jak nie sądzę, że do reprezentacji Polski może trafić tylko piłkarz grający na Zachodzie. Jestem zwolennikiem uchwalonej kilka lat temu przez FIFA zasady 6+5, na mocy której w podstawowej jedenastce klubowych zespołów mogłoby występować maksymalnie pięciu piłkarzy zagranicznych.

Okazała się niezgodna z prawem UE i FIFA musiała się z niej wycofać.
Dla mnie to bulwersujące. Powinny być jakieś granice swobody zatrudnienia. Trzeba dbać również o interes narodowy.

W polskich klubach często słyszymy, że łatwiej jest znaleźć dobrego piłkarza za granicą.
Właściciele polskich klubów chcą szybko osiągnąć sukces, a wiadomo, że łatwiej jest piłkarza kupić, niż go wychować. Mają oczywiście do tego prawo, dobrze by jednak było, gdyby nie zapominali o szkoleniu. I o tym, że trzeba dawać szanse młodym. Na razie niestety nie wygląda to najlepiej. Jaskółką, która niestety wiosny nie czyni, jest Legia Warszawa.

Chyba nie tylko Legia daje szanse młodym. Weźmy choćby Ruch Chorzów.
To kolejny dobry przykład. Również na to, że w Polsce nie brakuje dziś młodych i zdolnych piłkarzy. Z rozmów z trenerami pracującymi w Młodej Ekstraklasie wiem, że jest ich bardzo dużo. Przegrywają jednak rywalizację o miejsce w składzie z cudzoziemcami. Często lansowanymi przez menedżerów.

Panuje pogląd, że polska myśl trenerska mocno podupadła. W latach 80. ze skryptów akademii w Katowicach korzystali trenerzy francuskiej ekstraklasy. Dziś to brzmi jak science fiction.
Ja panu powiem więcej: gdy byłem jeszcze trenerem reprezentacji zdarzało mi się uczestniczyć w trenerskich sympozjach, na które zjeżdżali ludzie z całej Europy. Po jednym z nich podszedł do mnie mój przyjaciel Walery Łobanowski i powiedział: "Antek, spójrz na nich. To, co powiedziałeś, dla niektórych jest za mądre". Po chwili podszedł Jupp Derwall, trener reprezentacji RFN, i mówi: "Panowie, nie spodziewałem się takiej lawiny informacji".

Pan wybaczy, ale to brzmi trochę jak opowieści o biciu krajów Zachodu w kaczy kuper.
Mógłbym odpowiedzieć złośliwością na złośliwość, że trenerom z mojej generacji jakoś łatwiej to walenie w kuper przychodziło niż obecnym. Choć warunki pracy mieliśmy gorsze. Gdyby po mundialu w 1974 roku ktoś z Zachodu przyjechał do Polski, to pewnie by zapytał: jak wy tego dokonaliście? Łatwo jest czepiać się słów. Najłatwiej przychodzi to ludziom, którzy piłkę nożną znają tylko z perspektywy widza. Ja po prostu przypominam, że były czasy, gdy nasza myśl szkoleniowa cieszyła się uznaniem na świecie.

Dziś trudniej o to uznanie.
Piłka nożna ewoluuje z roku na rok. Dziś np. w treningu bardziej niż na siłę i wytrzymałość stawia się na szybkość i technikę i umiejętność gry pod presją. Postęp wymusza zmiany. Wszystko zależy jednak od człowieka. Tego, czy chce się uczyć, czy szuka informacji. My szukaliśmy. Nikt nie broni naszym młodszym kolegom robić tego samego. Dziś mamy w Polsce osiem akademii wychowania fizycznego, kiedyś była jedna. Są kursy przy PZPN pozwalające zdobyć licencję UEFA Pro. Jest internet, o wiele łatwiej jest wyjechać za granicę na staż.

Sugeruje Pan, że im się nie chce?
Wprost przeciwnie - uważam, że mamy w Polsce wielu młodych i zdolnych trenerów, którzy chcą się uczyć i sporo już potrafią. Utrudnia im jednak pracę negatywne nastawienie mediów i właścicieli klubów. Trudno o motywację do pracy, trudno o sukcesy, jeśli ktoś już na starcie słyszy, że jest nieudacznikiem. Jeśli nie da się komuś szansy, by spokojnie popracował. Trzeba walczyć o autorytet polskich trenerów.

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz / Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24