Pierwszy raz na remis

Zbyszek Anioł
Kaczmarek strzelił gola swojej byłej drużynie
Kaczmarek strzelił gola swojej byłej drużynie Arkadiusz Modliński
W pierwszym historycznym meczu w Ekstraklasie Lechia zremisowała na własnym boisku z Koroną 1:1. Złą passę udało się przerwać tylko gościom, a gospodarze muszą czekać.

Mowa tutaj o tym, że drużyna ze Ściegiennego w czterech ostatnich meczach nie zdobyła żadnego punktu aż do meczu przy Traugutta. Na kolejną zdobycz czekali ponad miesiąc. Jeszcze trochę poczekają w Gdańsku na pierwszą w tym sezonie bramkę strzeloną przez napastnika.

Pierwsze minuty spotkania to gra w środku pola. Obie drużyny próbowały od razu zepchnąć rywala do defensywy. Jako pierwsi groźnie zaatakowali goście, którzy po dziesięciu minutach mogli prowadzić. Zabrakło im jednak szczęścia, bo Paweł Buśkiewicz trafił w słupek. Kolejne minuty upływały na próbach konstruowania akcji ofensywnych z obu stron. Aktywny był Jacek Kiełb i to on w 25. minucie gry podzielił los Buśkiewicza. Po jego uderzeniu futbolówka trafiła w słupek. Goście ostemplowali bramkę Lechii, ale to gdańszczanie wyszli na prowadzenie. 120 sekund po tym jak Kiełbowi zabrakło szczęścia do rzutu wolnego podszedł Marcin Kaczmarek. Były gracz... Korony przymierzył i precyzyjnym strzałem pokonał Radosława Cierzniaka. Po straconej bramce kielczanie próbowali odrobić straty, ale precyzji zabrakło: Kiełbowi, Ediemu i Buśkiewiczowi. Podopieczni Tomasza Kafarskiego również w pierwszej części gry nie zagrozili już bramce Radosława Cierzniaka i do przerwy prowadzili różnicą jednej bramki.

Piłkarze Korony z szatni wyszli bojowo nastawienie i od początku zaatakowali, ale gdy już ciężar gry przenosił się w okolice pola karnego gospodarzy to piłkarzom z Kielc brakowało precyzji. Gracze Lechii czekali na okazję do kontry i ta nadarzyła się szybko. Wszystko zakończyło się kontrowersyjnie, bo wydawało się, że piłkę w szesnastce ręką zatrzymał Kiełb. Arbiter niczego się nie dopatrzył i kazał grać dalej. I w dalej do przodu grała Lechia, która zepchnęła gości do defensywy. Najlepszą okazję do podwyższenia rezultatu miał po godzinie gry Buzała, ale nie zdołał sięgnąć piłki na piątym metrze. Korona nie miała żadnych argumentów, aby przeciwstawić się ofensywnie grającym gospodarzom. Trener Marek Motyka próbował reagować. Za pomocnika Mariusza Zganiacza wprowadził napastnika Krzysztofa Gajtkowskiego. Na lewym skrzydle pojawił się Edson Da Silva, a zmęczonego Buśkiewicza w ataku zastąpił Konon. Żadnemu z nich nie udało się zmienić obrazu gry, a kielczanie w dalszym ciągu patrzeli się tylko jak gdańszczanie rozgrywają piłę i dążą do strzelenia drugiego gola. Na dziesięć minut przed końcem stało coś co zaszokowało wszystkich w obozie Lechii. Dośrodkowanie Kala na gola zamienił strzałem głową Cezary Wilk. Gospodarze atakowali, ale to goście strzelili gola, a więc odwróciła się sytuacja z pierwszych 45. minut. Remis utrzymał się już do końca spotkania i ciężko stwierdzić jednoznacznie kto może być bardziej zadowolony. Z jednej strony Korona w drugiej połowie nie istniała na boisku, ale z kolei zanim Lechia zdobyła pierwszą bramkę to złocisto - krwiści mogli mieć na koncie dwa trafienia. Lechia natomiast w pierwszej połowie chociaż nie przeważała to strzeliła gola. W drugiej części meczu to piłkarze z nad morza mieli ogromną przewagę, ale nie potrafili tego udokumentować i zamiast trzech punktów mają jeden.

Jako ciekawostkę warto dodać, że kielczanie w kolejnym mecze kolekcjonowali żółte kartki. Otrzymało je pięciu graczy Korony: Kuzera, Kal, Malarczyk, Kiełb, Sobolewski. Tak więc tylko Hernani jako jedyny obrońca nie ujrzał kartonika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24