Podsumowanie sezonu Śląska Wrocław: mieli grać o utrzymanie, zagrają w pucharach

Maciek Jakubski
Śląsk Wrocław zakończył sezon na czwartym miejscu
Śląsk Wrocław zakończył sezon na czwartym miejscu TOMASZ HOLOD / POLSKA PRESS
Miniony sezon był dla Śląska bodajże najdziwniejszym w historii występów w Ekstraklasie. Przed rozpoczęciem rozgrywek za cel stawiano sobie awans do górnej ósemki, co było dość dziwne biorąc pod uwagę dobry, jak na Ekstraklasę, skład. Prawdopodobnie ostrożne wypowiedzi związane były z ciężką kontuzją kapitana i najlepszego strzelca, Marco Paixao oraz odejściem latem kilku ważnych zawodników.

Faktycznie, początek rundy jesiennej nie był szczególny. Przytrafiła się klęska w Szczecinie (1:4) czy wpadka w Bełchatowie (0:2), ale później dobry terminarz sprawił, że Śląsk zaczął seryjnie zdobywać punkty. Wrocławianie grali ładnie dla oka, skutecznie, zniwelowali też nieobecność Marco Paixao, dzięki skuteczności Flavio Paixao. Nic zatem dziwnego, że przezimowali na drugim miejscu w tabeli, tuż za plecami Legii. We Wrocławiu zaczęto mówić o miejscu na podium, optymiści nawet o tytule mistrzowskim. Wiosna jednak w wykonaniu Śląska był tragiczna. Tygodniami liczono podopiecznym trenera Pawłowskiego mecze bez zwycięstwa, krytykowano słaby styl gry, śmiano się z końcówek w których wrocławianie nałogowo gubili punkty. Dopiero w 28 kolejce udało się drużynie wygrać pierwszy mecz na wiosnę (z Lechią Gdańsk 3:0) i rzutem na taśmę zapewnić sobie czwarte miejsce na zakończenie sezonu zasadniczego.

Rundę finałową można chyba uznać za udaną. Śląsk utrzymał czwarte miejsce, awansował do europejskich pucharów, a wyniki wstydu nie przynoszą. Za rozczarowanie można uznać wprawdzie poddanie się bez walki w Poznaniu (0:3) oraz remis u siebie z Górnikiem (1:1), ale trzy wygrane na koniec sezonu sprawiły, że we Wrocławiu sezon zakończył się sukcesem. Przed sezonem czwarte miejsce i puchary każdy przyjąłby z pocałowaniem ręki, po świetnej jesieni kibice są nie do końca zadowoleni, ale muszą pamiętać, że Śląsk dysponował dużo słabszym zespołem niż chociażby rok temu. Tym większe brawa należą się Tadeuszowi Pawłowskiemu, który choć popełnił kilka błędów, to jednak osiągnął wynik ponad stan personalny i finansowy.

Świetna jesień i słaba wiosna - kluczem pomoc

W bramce Śląska w tym sezonie wystąpił aż trzech goalkeeperów. Sezon zaczynał Wojciech Pawłowski, ale po fatalnym meczu i czerwonej kartce w meczu 2 kolejki z Pogonią, oddał miejsce doświadczonemu Mariuszowi Pawełkowi. Były bramkarz m.in. Wisły szybko pokazał, że warto na niego stawiać. Jesienią ratował Śląskowi punkty w wielu spotkaniach i choć popełnił też kilka błędów, to jednak stanowił o sile drużyny. Wiosnę w bramce także rozpoczął Pawełek, ale w meczu pucharowym z Legią doznał złamania palca i na kilka kolejek do bramki wskoczył 19-letni Kuba Wrąbel. Młodzian spisywał się w miarę poprawnie, choć widać było brak doświadczenia. Jak chociażby w meczu w Łęcznej, gdy po jego koszmarnym błędzie padła bramka wyrównująca w doliczonym czasie gry. Zbiegło się to z powrotem do zdrowia Pawełka, więc młody zawodnik zagrał ponownie dopiero w ostatniej kolejce z Pogonią.

Obroną kierował powracający po przygodzie z ligą rumuńską Piotr Celeban. Popularny Celik nie był wprawdzie tak skuteczny jak w sezonie mistrzowskim, nie był też nieomylny jak za kadencji Lenczyka, ale i tak był szefem wrocławskiej defensywy. Celeban w trakcie sezonu na środku obrony miał trzech partnerów. Z początku był to Rafał Grodzicki, ale grał tak słabo, że został zastąpiony później przez Tomasza Hołotę i Mariusza Pawelca. Wydaje się, że to właśnie para Celeban - Hołota grała najrówniej i to oni powinni tworzyć duet na europejskie puchary. Problem w tym, że Hołota może okazać się potrzebny w pomocy. Pozostaje mieć nadzieję, że lepiej zacznie grać Pawelec, który daleki był od formy z poprzedniego sezonu. Na bokach obrony sytuacja personalna była stabilna. Na lewej flance Dudu, na prawej Paweł Zieliński. Kiedy któryś z nich był kontuzjowany, to wtedy na bok wskakiwał Pawelec, Krzysztof Ostrowski lub Kamil Dankowski.

Pomoc to chyba powód dlaczego Śląsk zaliczył dwie, tak różne rundy. Jesienią wszystko w pomocy było poukładane. Dwóch bardzo walecznych, ale też dobrych defensywnych zawodników, czyli Tom Hateley i Lukas Droppa, którzy potrafili odebrać piłkę i zagrać ją do przodu. Na skrzydłach bramkostrzelni Robert Pich i Flavio, którzy w tym układzie pełnili rolę żądeł. Na rozegraniu oczywiście odbudowany Sebastian Mila i z przodu na pozycji fałszywej "9" Mateusz Machaj, który robił miejsce skrzydłowym. Wiosną oglądaliśmy całkiem inny Śląsk i inną pomoc. Mila odszedł, Droppa robił wszystko, by nie przedłużono z nim kontraktu, a na szpicę wrócił słaby Marco Paixao. Mili nie potrafi zastąpić ani sprowadzony Peter Grajciar, ani Mateusz Machaj. W środku pola Danielewicz także nie potrafił dać tyle, co Droppa. W rezultacie widzieliśmy zespół, którego stłamsiły Piast czy Cracovia.

Nie ma specjalnie co się rozpisywać o ataku. Pierwszą część sezonu Śląsk grał bez nominalnego napastnika, w drugiej na szpicy grał Marco Paixao, ale nazywanie to grą jest dużą przesadą. Bardziej przechodził obok meczu. Pozostali nominalni napastnicy, czyli Milos Lacny, Karol Angielski i Andrei Ciolacu grali po kilka minut lub wcale. Warto natomiast w tym miejscu wspomnieć o superrezerwowym, czyli Ostrowskim, który grając na boku pomocy lub obrony, wchodząc na końcówki strzelił dwie bramki i zanotował pięć asyst.

Solidny jak Pawełek

Kto był najlepszym zawodnikiem Śląska w tym sezonie? Pewnie większość w plebiscycie zagłosowałaby na Flavio lub Roberta Picha. Ale ja osobiście mam innego faworyta. Owszem, Flavio został wicekrólem strzelców (osiemnaście bramek i dwie asysty!), ale widziałem wiele meczów z jego udziałem, gdy był najsłabszy na boisku. Kiedy przez większą część meczu stał na spalonym, nie angażował się w grę obronną lub marnował stuprocentowe okazje. Robert Pich jest bez dwóch zdań najlepszym technikiem zespołu. Szybki, przebojowy, potrafi też dać drużynie punkty (dziesięć bramek i cztery asysty), ale ma też rzadką umiejętność stawania się niewidzialnym. Dlatego dla mnie zawodnikiem sezonu jest bez żadnych wątpliwości Pawełek. Kiedy przychodził latem miał być tylko rezerwowym, a kończył sezon jako kapitan i człowiek, od którego zaczyna się ustalanie składu. W wielu spotkaniach ratował skórę Śląskowi, w wielu był najlepszy na boisku.

Na drugim biegunie umieściłbym nazwisko Marco Paixao. Rozumiem, że ciężka kontuzja, długa przerwa, ale nie potrafię wybaczyć Portugalczykowi braku zaangażowania. Mobilizował się jedynie na mecze z Legią, gdy faktycznie wszędzie go było pełno, a w pozostałych grach był wolny, egoistyczny, słaby technicznie. To wszystko czym imponował sezon wcześniej, w tym było tylko wspomnieniem. Ani razu nie zagrał na zbliżonym poziomie. Nie może być tak, że kapitan i teoretycznie najlepszy piłkarz przechodzi koło meczu, a potem jeszcze wytyka błędy kolegom czy trenerowi. Pewnie, mógłbym uznać za najsłabszego zawodnika sezonu Krzysztofa Danielewicza, ale on przynajmniej się starał na tyle, na ile ma umiejętności.

W sezonie Śląsk wygrywał głównie z... zaprzyjaźnionymi klubami. Na sześć spotkań wygrał aż pięć i raz zremisował. Do historii przejdzie pogrom Lechii w Gdańsku. Wrocławianie zagrali tam najlepszy mecz w sezonie i rozbili biało-zielonych aż 4:1. Wszystko w ekipie Śląska grało jak w zegarku. Piorunujący był zwłaszcza początek meczu, gdy goście siedli na gospodarzach i już po dziesięciu minutach było 2:0. Później wrocławianie kontrolowali przebieg meczu i strzelali kolejne bramki. Dopiero w końcówce Lechia zdobyła honorowe trafienie. W tej potyczce zobaczyliśmy najlepszy Śląsk. Grający wysokim pressingiem, agresywnie i cały czas ofensywnie. Trzy bramki zdobył Flavio, czwartą samobójczą zaliczył Thiago Valente, który zmienił tor lotu piłki po strzale Flavio.

Z wyborem najsłabszego meczu wielkiego wyboru nie ma, bo przegrać bez walki ze słabiutkim Piastem 0:2, to naprawdę wielka sztuka. Mecz paradoksów. Calahorro trafił do własnej bramki, a Danielewicz w ciągu pięć minut od wejścia obejrzał dwie żółte kartki za faule w środku pola, gdzie nie było nawet żadnego zagrożenia. To po tym meczu trener Pawłowski wreszcie stracił cierpliwość i zmienił kapitana. Rezultat? 3:0 w następnej kolejce z Lechią.

To idzie młodość. Nareszcie!

Śląsk po latach posuchy wreszcie chyba doczekał się wartościowej młodzieży. Kamil Dankowski zagrał w jedenastu spotkaniach, Kuba Wrąbel w siedmiu, a Karol Angielski w ośmiu. Cała trójka ma 19 lat i od dłuższego czasu trenuje z pierwszym zespołem. Dankowski jest etatowym obrońcą reprezentacji U-19, Wrąbel dostał się do niej po dobrych meczach w Ekstraklasie. Angielski ma najtrudniej, bo w ataku w młodzieżowych reprezentacjach brylują zdolniejsi piłkarze, ale trener Pawłowski powtarza, że młody pomocnik/napastnik dużo pracuje i nigdy nie narzeka. Kto wie może jego czas nadejdzie w przyszłym sezonie? Jeśli chodzi o pozostałą dwójkę, to Wrąbel ma świetny refleks, warunki i jest spokojny, brakuje mu natomiast ogrania. Dankowski ma potężny strzał z dystansu (wolne wykonuje w stylu CR7), dobre warunki fizyczne i niezły ciąg na bramkę. Śląsk będzie miał z tej trójki pożytek, ale kto wie czy największym talentem nie jest Michał Bartkowiak. 18-latek zadebiutował w czwartej kolejce w meczu w Bełchatowie, ale dzień później złamał nogę w meczu rezerw. Po wielu miesiącach wrócił do składu i zagrał pół godziny w ostatniej kolejce z Pogonią. W tym czasie zaliczył kluczowe podanie do Flavio (został podcięty i wykorzystał jedenastkę), a także wyczarował kilka kolejnych setek, które zmarnowali bracia Paixao. Wyczarował to dobre słowo, bo praktycznie każde jego zagranie było pierwszej klasy.

Po świetnej jesieni dużo oczekiwania miałem w stosunku do Lukasa Droppy. Chodziły słuchy, że ogląda go selekcjoner Czech, że zaraz zostanie powołany do reprezentacji, że zimą chciała go kupić Malaga. Na boisku Droppa był nieustępliwy, waleczny, dobrze grał w odbiorze, nie gorzej w ataku. Kiedy było trzeba łątał dziurę na lewej obronie. Po odejściu Mili wiadomo było, że to najlepszy piłkarz w Śląsku. Problem w tym, że w pewnym momencie Czechowi odechciało się grać we Wrocławiu. Jego kontrakt miał być przedłużony po rozegraniu określonej ilości minut, więc Droppa zaczął mieć różne, ciężkie do zdiagnozowania przypadłości. Do tego doszedł wywiad wytykający błędy trenerowi Pawłowskiemu, czy wyjazd w trakcie leczenia w rodzinne strony. Do rozwiązania kontraktu doszło jednak dopiero, gdy Droppa pojawił się pijany na treningu. Szkoda, bo był to naprawdę dobry piłkarz.

Biorąc pod uwagę ostatni sezon łatwo jest wskazać piłkarzy, którzy powinni stanowić kręgosłup drużyny w nowym sezonie. Na bramce pewniakiem jest Mariusz Pawełek, w obronie Piotr Celeban i Tomasz Hołota, w pomocy Tom Hateley i Robert Pich. Pawełek wiadomo, daje spokój w bramce i szatni, co nie jest bez znaczenia. Z duetem stoperów chyba każdy napastnik ma ciężkie życie, bo Celeban i Hołota grają agresywnie, fizycznie. Minusem obu jest wzrost, brakuje im kilku centymetrów. Hateley przychodził do Śląska jako rezerwowy, ale na przestrzeni półtora roku znacznie się rozwinął. To on przerywa większość akcji przeciwnika i to od niego zaczyna się każda akcja wrocławian. Wreszcie Pich, który z przodu robi więcej dobrego niż obaj bracia Paixao razem wzięci. Z nim jest jednak pewien kłopot - w grudniu kończy się jego kontrakt i być może latem już odejdzie.

Nie ma problemu, by wybrać piłkarzy, którzy są we Wrocławiu niepotrzebni. Na pewno Calahorro z którym chciałby przedłużyć kontrakt trener Pawłowski, ale moim zdaniem nie ma sensu podpisywać nowego kontraktu z kontuzjowanym zawodnikiem tylko dlatego, że ma dobry wpływ na szatnię. Trochę to za mało. Zbędni też się wydają zawodnicy sprowadzeni zimą, czyli Milos Lacny, Bartosz Machaj i Andrei Ciolacu. Ten pierwszy gdy dostawał szansę gry, to jej nie wykorzystywał. Młodszy z braci Machajów i Ciolacu zagrali kilka niezłych spotkań w rezerwach, ale to dalej za mało, by wejść chociażby na kilka minut. Przegrywają rywalizację z duetem młodszych graczy ofensywnych, czyli z Bartkowiakiem i Angielskim.

Dobre łowy latem, same pudła zimą

Podobnie jak grę Śląska wypada podzielić na dobrą jesień i fatalną wiosnę, to samo można powiedzieć o transferach. Lato 2014 było generalnie udane. Przyszli Pawełek, Celeban, Danielewicz, Kaczmarek i Angielski. Pierwszych trzech wskoczyło do pierwszej jedenastki i odegrało dużą rolę w Śląsku. Angielski i Kaczmarek zagrali kilka spotkań, ale w każdym z nich prezentowali niezły poziom. Bardzo słabe natomiast były transfery zimowe, co jest o tyle zaskakujące, że wrocławianie byli na drugim miejscu w tabeli i powinni raczej się dozbrajać niż ściągać zawodników do rezerw, a za takich trzeba uznać Lacnego, Bartosza Machaja, Ciolacu, Abramowicza i Przystalskiego. Jedynym który zaistniał w pierwszym składzie był Peter Grajciar, choć i on grał poniżej swoich możliwości. Ktoś powinien dostać burę za przespanie zimy we wrocławskim klubie.

Śląsk przed nowym sezonem potrzebuje wzmocnień praktycznie w każdej formacji, choć pół żartem, pół serio priorytetem powinien być nowy właściciel oraz sponsor na koszulkach. A tak na poważnie, to wrocławianie powinni sprowadzić wysokiego stopera. Dzięki temu zyskają w walce w powietrzu, a Tomasz Hołota będzie mógł wrócić do pomocy. Potrzebny jest także prawy obrońca. Zieliński wiosną był niemożliwie słaby, a zmiennika nie ma żadnego. Kiedy był zawieszony za kartki w meczu z Legią, zastępował go Kaczmarek, zawodnik grający w pomocy lub ataku. Potrzebny jest oczywiście defensywny pomocnik, bo klub stracił Droppę i Calahorro. Przydałby się też skrzydłowy, bo wprawdzie mogą tam grać np. Dankowski i Kaczmarek, ale na tę chwilę pewniakami wydają się być Pich i Flavio, którzy mają swoje wady. Wreszcie atak, a raczej jego brak. Po odejściu (?) Marco i rozstaniu z Lacnym i Ciolacu, jedynymi napastnikami w składzie zostaną 19-letni Angielski i 18-letni Idzik.

Minął tydzień od zakończenia sezonu i wzmocnień w Śląsku brak. Sytuacja Marco Paixao w dalszym ciągu jest niewyjaśniona, a plotki transferowe na tę chwilę są tylko plotkami. Dużo mówi się we Wrocławiu o powrotach. Wypożyczeniu Waldka Soboty (raczej nierealne) i powrotach Jarosława Fojuta (ma tu w końcu mieszkanie), Dado Stevanovicia (jeśli rozwiąże kontrakt z obecnym klubem), Adama Kokoszki (ma zbyt duże wymagania finansowe) i Roka Elsnera (jest kompletnie bez formy). Z nowych nazwisk wymieniano do tej pory Mateusza Piątkowskiego z Jagi i Damiana Chmiela z Podbeskidzia, a nawet Krzysztofa Mączyńskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24