Polska jedzie na Euro 2016, z drugiego miejsca (KOMENTARZ)

Szymon Jaroszyk
No to co, Niemcy poza zasięgiem, a my walczymy o drugie miejsce ze Szkocją? Fakt, trudny wyjazd czeka nas do Gruzji, a Irlandczycy to twardy, mocno siłowy futbol, ale i tak sobie z nimi poradzimy. Musimy. No, w teorii, na papierze szanse mamy duże, a trzecie miejsce to już kompletny plan minimum, jeśli nie kompromitacja.

Jeszcze więcej kibicowskich newsów? POLUB nasz KIBICOWSKI FANPAGE!

Jak wielu kibiców w taki sposób szybko oceniło szanse biało-czerwonych na awans do francuskiego Euro? Filozofii wielkiej tu nie ma. Nie potrzeba analizować występów naszych rywali kilkanaście lat wstecz, nie trzeba było oglądać nawet ich meczów (choćby kilku ostatnich), czy nawet znać zawodników, trenera, aby mieć jakieś tam pojęcie. Po każdym losowaniu błyskawicznie analizujemy szanse biało-czerwonych na awans na podstawie strzępków informacji, jak z resztą pewnie inne narody. W końcu każdy może mieć swoje zdanie (choć Polak zawsze ma rację, każdy!). A i sami eksperci często nie potrafią nic ciekawego powiedzieć, kluczą. Więcej w tym wszystkim wspomnień sprzed trzydziestu lat, niż faktycznej oceny klasy rywali - w mediach typowe wróżenie z fusów. Jedyne, co łączy te wszystkie spekulacje, to niezłomna wiara, że na awans mamy spore szanse. Nie z pierwszego miejsca, ale z drugiego? Jak najbardziej. I to w jakiej byśmy nie byli grupie, w każdego rodzaju piłkarskich eliminacjach, od lat to samo.

Daleko nie szukać, awans na mundial w RPA miał być jak bułka z masłem, w grupie sami przeciętniacy. Jak już się kogoś bać… nie, nie było się kogo bać, jedynie Czesi solidni, no a Słowacja, Słowenia – przecież to niemal to samo, będziemy golić nawet nie widząc kogo. Skończyło się na piątym miejscu przy pustych trybunach w Chorzowie, tuż nad zawziętym… San Marino. No to do Brazylii to już obowiązek pojechać, nie ma innej opcji, a i grupa całkiem obiecująca, choć trudniejsza niż poprzednio. O drugie miejsce z Ukrainą, która przecież już nie gra tego, co kiedyś. A jednak, ostatnich eliminacji nie trzeba chyba nikomu przypominać. Ale co z tego, teraz to już musi się udać, w końcu zwiększyli ilość uczestników z 16 do 24, nie awansuje tylko piłkarski trzeci świat. Chwila, przecież to my…

Wielu kibiców nadal chyba nie potrafi zrozumieć, że piłkarsko Europa nam odjechała i to nie tylko ta zachodnia. Zachodu nie widać już przecież na horyzoncie, ale i północ ucieka (szwedzkie lanie Lecha i Śląska w eliminacjach europejskich pucharów), wschód wyprzedza nas o dwie długości (BATE Borysów - znacznie uboższe od Legii - w LM, silna ukraińska ekstraklasa z Szachtarem na czele), a południe zamyka drogę do Champions League (Steaua Bukareszt, Panathinaikos Ateny). Co z tego, że mamy kilkanaście stadionów, jak w szkoleniu młodzieży nadal raczkujemy? Nie było to jednak ważne w kapitalnych w wykonaniu reprezentacji eliminacjach do MŚ 2002, 2006 czy Euro 2008… Coś tu nie gra? A może po prostu zmiana generacji w kadrze, „na gorszą”.

Jak kiedyś nie mieliśmy gwiazd pokroju Roberta Lewandowskiego, Kuby Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka, a najbardziej rozpoznawalny w Europie był bramkarz Jerzy Dudek, tak reprezentacja była zżytą ekipą twardzieli, potrafiących razem się bawić, wygrywać i przegrywać. To była paka charakterów, którzy właśnie w z orzełkiem na piersi potrafili wznosić się na wyżyny swoich przeciętnych możliwości, grali lepiej niż w klubach. Dziś atmosfera ponoć jest ciągle świetna, piłkarze przekonują o tym co zgrupowanie, że nie ma konfliktów i niesnasek. W kadrze Jerzego Engela i Pawła Janasa nikt o to nie pytał, bo świetna atmosfera była oczywista nawet dla dziennikarzy. A podobno atmosfera rodzi wyniki… Dziś tego brakuje.

Skąd więc nadal tyle wiary i optymizmu w tak marudnym, wiecznie niezadowolonym narodzie? To aż zadziwiające, choć jakby się temu bliżej przyjrzeć, to więcej w tym wszystkim „należy nam się”, niż „uda nam się”. Tylko dlaczego nam się należy? Bo organizowaliśmy Euro 2012 i mamy stadiony, czy bo kiedyś byliśmy potęgą, czym telewizja karmi nas przy każdej możliwej okazji? Nie wiadomo, ciężko to określić, w każdym razie głód sukcesu w narodzie jest wielki, nienasycony. Bo sytuacja gospodarcza kraju mogłaby być znacznie lepsza, bo Polakowi nie dogodzisz, bo, bo, bo – powodów jest wiele. Sport, a najlepiej sport narodowy to wspaniała okazja żeby się trochę radością i dumą nasycić. Problem w tym, że piłka nożna przynosi nam ostatnio więcej gorczycy niż chwały, stąd i ciągle jesteśmy spragnieni, a sukcesu upatrujemy zanim na dobre rozpoczną się rozgrywki (spekulacja po losowaniu), czy nawet gdy już na niego nie ma szans (niekończące się agonia kadry w ostatnich eliminacjach, co najmniej cztery mecze ostatniej, ale już na pewno ostatniej szansy). Na koniec klęską i koło się zamyka.

Choć trener Adam Nawałka i prezes PZPN Zbigniew Boniek tonują nastroje, nie wierzę, że coś to da. Balonik powoli, powoli zaczyna się pompować, niech tylko wystartują eliminacje – a ruszą z pompą (Niemcy w Warszawie, a właściwe na Niemców w Warszawie!) – będziemy czarować i jakby piłkarze nie grali źle, to po ostatnim gwizdku i tak przecież będzie nadzieja, że w następnym spotkaniu to już, no, odpalimy!

Co za malkontent to pisze? Sam podrywałem jeszcze przed x-meczem ostatniej szansy z Czarnogórą do dopingu, bo jak się panowie zawezmą, jak „Lewandowski” tylko napocznie, po prostu iskry pójdą. Sam jestem nie lepszy w wiecznym, ślepym wypatrywaniu awansu, gdy drzwi do wymarzonego (czy też wymaganego) turnieju już dawno zamknięte. Ale na jedno nie dam się już na pewno nabrać - na awans z urzędu. W tym przypadku z drugiego miejsca, bezpośrednio po losowaniu.

Powód jest prozaiczny – losowanie Euro 2012. Wszyscy doskonale pamiętamy gorączkę towarzyszącą nam przed poznaniem rywali na najważniejszym w historii polskiej piłki turnieju, bo przecież musieliśmy wyjść z grupy, bo u nas. Nikomu tego nie trzeba chyba tłumaczyć. Z kim byśmy nie mieli rywalizować, awans był oczywistym obowiązkiem i to nieważne jakim nakładem sił. W świadomości wielu kibiców nie istniał więc termin „grupa śmierci”, ale za to „grupa marzeń” jak najbardziej. Może Czechy, Grecja i Rosja? Szanse w granicach kilku procent, czyli bez szans. A jednak, co nie mogło się zdarzyć wiecznym pechowcom, zdarzyło się na ich turnieju, dar od losu.

O awansie nawet nie było dyskusji, zdecydowanie bardziej kusiła już perspektywa ćwierćfinału, to w końcu tylko jeden mecz. Nieważne z kim, jeden mecz, jeden magiczny mecz? Bez rewanżu, a więc wszystko się może zdarzyć. I zdarzyło się, „grupa marzeń” zamieniła się na „grupę śmiechu”. Boli do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24