Przegrali derby, w smutnym nastroju pojechali na ślub. Teraz piłkarzy Nidy sprawdzi Wierna Małogoszcz

Bartłomiej Bitner
Bartłomiej Bitner
W meczu z MKS-em Zdrój Busko-Zdrój najlepszą okazję dla Nidy, i to przy stanie 0:0, miał Artur Karasek (przy piłce). Niestety, strzelił zbyt słabo i bramkarz obronił.
W meczu z MKS-em Zdrój Busko-Zdrój najlepszą okazję dla Nidy, i to przy stanie 0:0, miał Artur Karasek (przy piłce). Niestety, strzelił zbyt słabo i bramkarz obronił. Włodzimierz Łyżwa
Bezdyskusyjnie musieli uznać wyższość MKS-u Zdrój Busko-Zdrój piłkarze czwartoligowej Nidy Pińczów. W minioną sobotę przegrali u siebie z buszczanami 0:3. Najgorsze, że stworzyli sobie mało sytuacji, a goście praktycznie co chwila zagrażali naszemu bramkarzowi. W niedzielę, 26 sierpnia, pińczowianie zagrają z Wierną w Małogoszczu, co oznacza, że o wygraną znów będzie trudno.

Tak właśnie było w drugiej kolejce z Neptunem w Końskich, tak też było teraz ze Zdrojem. Neptun w zeszłym sezonie zajął drugie miejsce i teraz koniecznie chce awansować do III ligi, więc ostro punktuje od początku, zaś Zdrój jako derbowy rywal zawsze stawia trudne warunki. Jedynie Łysica, z którą pińczowianie mieli inaugurować rozgrywki, wydawała się zespołem nieco słabszym, lecz sprawdzenie tego nie doszło do skutku – ze względu na ulewny deszcz mecz przełożono na środę, 5 września, na godzinę 16.30.

Nida w pojedynku z konecczanami nieźle się broniła, a przegrała 0:1 po golu z rzutu wolnego Karola Armaty w ostatniej minucie. Trener Artur Jagodziński mówił, że jeśli w kolejnym spotkaniu jego podopieczni zagrają z takim samym zaangażowaniem, to jest spokojny o zdobycz punktową.

Tyle, że w sobotę ślub brał Marcin Szafraniec. Popularny „Szafa”, który jest jednym z najważniejszych graczy defensywy Nidy, miał więc wolne. Jego brak na boisku był widoczny, a do tego doszły niecodzienna pora rozgrywania meczu, bo pierwszy gwizdek arbitra rozbrzmiał o godzinie 11, a także to, iż część pińczowian mogła być już myślami… na ślubie i weselu kolegi.

Tego drugiego na sto procent nie wiadomo, ale można się domyślać. Tym bardziej, że pińczowianie nie zaprzeczyli temu na murawie. Od pierwszej do ostatniej minuty zdecydowana przewaga należała do Zdroju. Co kilka minut jego piłkarze tworzyli sobie sytuacje pod bramką gospodarzy i nawet nie zdeprymował ich fakt, że to Nida jako pierwsza stanęła przed szansą zdobycia bramki. W 13 minucie w dogodnej sytuacji znalazł się Artur Karasek, ale chyba przestraszył się, że może strzelić gola, bo z 12 metrów oddał słaby strzał, a piłkę bez żadnego problemu złapał Jakub Picheta. Potem mnóstwo pracy miał jego vis-á-vis – Damian Pałaszewski. Między innymi dwukrotnie wykazywał się po silnych uderzeniach Marcina Piotrowskiego, a raz miał szczęście. W 39 minucie po główce Jana Kowalskiego futbolówka trafiła w poprzeczkę.

Druga połowa oznaczała już tylko grę do jednej bramki, niestety pińczowskiej. Buszczanie mocno przycisnęli i uzyskali tak dużą przewagę, że Jakub Picheta po zmianie stron miał piłkę tylko… trzy razy w rękach. Konsekwencją były więc gole dla przyjezdnych, a worek z nimi rozwiązał się tuż po przerwie. W 47 minucie Piotr Radwański strzałem głową dał Zdrojowi prowadzenie. Damian Pałaszewski rozpaczliwą interwencją próbował ratować swój zespół przed stratą bramki, ale futbolówka odbiła się od słupka i wpadła do siatki.

- Ile można się bronić? – krzyczał wtedy Paweł Bandura chcąc zmotywować swoich kolegów z drużyny do ruszenia do ofensywy. Celu jednak nie osiągnął. To Zdrój nadal atakował, a w 55 minucie za sprawą Marcina Piotrowskiego podwyższył na 2:0. W 80 minucie wynik ustalił Krystian Zaręba, który na co dzień… mieszka w Pińczowie.

Tym samym koledzy Marcina Szafrańca w piłkarsko kiepskich nastrojach udali się na jego ślub. I choć na gorąco nie mieli czasu, by przeanalizować przyczyny słabego startu Nidy w nowym sezonie, to od poniedziałku powinni byli to zrobić. Największy ból głowy ma jednak trener Artur Jagodziński. – Dało się we znaki to, że graliśmy w ciągu trzech dni z dwoma bardzo dobrymi, wymagającymi zespołami. Pierwszy mecz moi chłopcy wytrzymali w całości, a w drugim starczyło im sił na 45 minut. Z tego właśnie w drugiej połowie spotkania z Buskiem wynikły błędy w kryciu i nienadążanie za rywalami. Bieżący tydzień bez meczu bardzo nam się przydał w kontekście regeneracji – mówi szkoleniowiec.

Świeżość na pewno będzie istotnym elementem w meczu z Wierną Małogoszcz. Jednak wciąż w składzie Nidy brakuje doświadczonych w IV lidze zawodników. A jeśli nadal będzie ich mało, tym nadal ciężko pińczowianom będzie zdobywać punkty. Bo aby to robić, trzeba zdobywać gole, a żeby gole padały, trzeba kreować poparte umiejętnościami sytuacje i je wykorzystywać.

Czy tak będzie w Małogoszczu? Trudno powiedzieć. Wierna to jeden z czołowych świętokrzyskich czwartoligowców, która jeszcze wiosną 2017 roku grała klasę wyżej. Pińczowianie pewne jak w banku mają to, że czeka ich trzecia z rzędu ciężka przeprawa.

Mecz Nidy z Wierną w Małogoszczu w niedzielę, 26 sierpnia, o godzinie 17.

POLECAMY RÓWNIEŻ:



Nowa Korona Kielce - wszyscy piłkarze bez tajemnic!





Oto nowe PGE VIVE Kielce. Zobacz skład na sezon 2018/2019






Zgody i kosy kibiców świętokrzyskich klubów piłkarskich




Znana sportowa para z Kielc na bajecznych wakacjach



ZOBACZ TEŻ: FLESZ: Jerzy Brzęczek nowym selekcjonerem reprezentacji Polski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przegrali derby, w smutnym nastroju pojechali na ślub. Teraz piłkarzy Nidy sprawdzi Wierna Małogoszcz - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na gol24.pl Gol 24