Remis GKS Bełchatów z Górnikiem Łęczna. "Brunatni" nadal liderem

Rafał Majchrzak
GKS Bełchatów pozostaje liderem 1 ligi
GKS Bełchatów pozostaje liderem 1 ligi Tomasz Lalewicz
GKS Bełchatów nie wygrał drugiego meczu z rzędu. Po porażce w Niecieczy z Termaliką, dzisiaj tylko zremisował u siebie z Górnikiem Łęczna 1:1.

Przedmeczowe podanie składów obu zespołów nie przyniosło wielkich niespodzianek – w drużynie z Bełchatowa od pierwszej minuty oglądaliśmy braci Mak, Kamila Wacławczyka i Bartłomieja Bartosiaka. Było więc jasne, że pomimo nieudanego meczu w Niecieczy dwaj bliźniacy w spotkaniu na szczycie muszą pociągnąć grę ofensywną "Brunatnych". Zaś receptą na sukces w ekipie Jurija Szatałowa miało być wystawienie od pierwszej minuty Pawła Zawistowskiego, Sebastiana Szałachowskiego, Tomasza Nowaka oraz nowego nabytku łęcznian – Patrika Mraza.

Początek meczu odbył się w stylu, do jakiego przyzwyczaiły nas mecze w Bełchatowie – gra była senna, niedokładna i krótko mówiąc, nie porywała widzów. Gospodarze wyglądali na trochę przygaszonych i nie ruszyli od razu na rywala – ta taktyka mogła zemścić się w 6. minucie, kiedy stoper GKS-u, Maciej Wilusz prawie wpakował piłkę do własnej bramki po niezbyt groźnej centrze z prawej flanki. Chwilę później złe wybicie piłki poza pole karne sprawiło, że najpierw groźnym strzałem popisał się Tomasz Nowak, a piłkę wprost pod nogi Łukasza Zwolińskiego odbił Arkadiusz Malarz. Ten przedostatni nie mógł zrobić już nic innego, jak strzelić gola – Górnik w 7. minucie prowadził 1:0. Stracona bramka obudziła w Brunatnych sportową złość. Niestety, dla lidera I ligi im dłużej gra trwała – faulowany i odcięty od podań był Michał Mak, jakby nieobecny Bartosiak – na dobrą sprawę można było odnieść wrażenie, iż Jurij Szatałow dobrze odrobił pracę domową – przynajmniej wtedy linia obrony Górnika wyglądała bardzo pewnie i praktycznie nie popełniała błędów przez pierwsze 20 minut. Co innego prezentowali do tej pory chwaleni stoperzy GKS-u, szczególnie źle wyglądał Paweł Baranowski (wykartkowany później w drugiej połowie), który w 19. minucie zgubił Łukasza Zwolińskiego - tylko jego braki techniczne oraz dość przypadkowy faul na Malarzu sprawił, że drużyna Kamila Kieresia nie przegrywała dwoma bramkami. Z pomocą bełchatowianom przyszedł jednak bramkarz Łęcznej – Sergiusz Prusak. Próbując złapać piłkę po strzale zza pola karnego Kamila Wacławczyka, przepuścił ją w żałosny sposób między nogami i GKS wyrównał. W 21. minucie mieliśmy rezultat 1:1. Chwilę po wznowieniu gry groźne starcie między Patrykiem Rachwałem a Pawłem Zawistowskim skończyło się żółtym kartonikiem dla pomocnika Bełchatowa. Wobec odzyskanego rezonu, GKS dalej atakował, a przypomnieć o swojej obecności na murawie postanowił przypomnieć Bartosiak, który w 23. minucie popisał się groźnym, choć niecelnym strzałem zza pola karnego. Dalsze minuty charakteryzowały się raczej wyrównaną grą z lekką przewagą optyczną Bełchatowa – kilka razy bracia Mak nękali groźnymi rajdami głównie Juliena Tadrowskiego i Patrika Mraza. Bliźniacy popełniali jednak niemal identyczne błędy – wielokrotnie nie szukali jednak gry na jeden kontakt (jeden, jedyny raz tylko rozegrali piłkę między sobą w 28. minucie), niepotrzebnie szli na kilku rywali albo wreszcie ich strzały były po prostu niecelne. W 39. minucie wykartkowany został drugi ze środkowych pomocników GKS-u – Szymon Sawala, który niepotrzebnie faulował Tomasza Nowaka, co nie było dobrą wiadomością dla Kamila Kieresia – można było już zadawać sobie pytanie, czy Bełchatów nieco ostrożniej zacznie grać w środkowej strefie, lub też czy po przerwie zobaczymy na boisku chociażby Grzegorza Barana – gra przez niecałą godzinę z ukaranymi Sawalą i Rachwałem wiązała się z ogromnym ryzykiem. Więcej ciekawych zdarzeń już jednak do przerwy nie obejrzeliśmy – zawodnicy mieli jednak o czym myśleć, remis nikogo z pewnością nie zadowalał.

Na drugą połowę oba zespoły wyszły z nastawieniem na poprawę jakości widowiska, a przede wszystkim wyniku. Zaskoczył trener Kiereś – nie dokonał w swoim zespole żadnych zmian. Tempo zrobiło szybsze dopiero po jednej z kontr Bełchatowa, kiedy to w 48. minucie Mateusz Mak rozegrał piłkę z Bartosiakiem, a ten oddał tym razem celny strzał, ale brakowało temu uderzeniu siły. W 53. minucie gorąco zrobiło się z kolei pod bramką gospodarzy – złe wybicie do boku Wilusza mógł wykorzystać Zwoliński – tylko interwencja Malarza uchroniła Bełchatów od straty gola. Chwilę później Mateusz Mak po raz kolejny rozruszał akcję prawym skrzydłem, zagrał do brata i podał do Bartłomieja Bartosiaka. Wówczas stało się coś kompletnie absurdalnego – napastnik Gieksy po świetnym podaniu przestraszył się strzału i tylko odprowadził futbolówkę wzrokiem. Obrońcy Górnika oczywiście wybili bezpańską piłkę. Tego było już dla szkoleniowca Brunatnych za wiele – bezproduktywny Bartosiak został zmieniony w 57. minucie, a zastąpił go były gracz klubu z Lubelszczyzny, Michał Renusz. Bramka dla GKS-u od tego momentu wisiała w powietrzu – w 63. minucie groźnie z bliskiej odległości spudłował jednak Szymon Sawala. W tym miejscu należy nadmienić, że o ile na trybunach zagorzałych fanów obu drużyn doping stał na dobrym poziomie, to temu poziomowi nie dorastało widowisko. Mecz dalej dłużył się, a niewykorzystane okazje i bezradność budziły tylko frustrację na ławkach rezerwowych Bełchatowa i Łęcznej. Kolejne przebudzenie nastąpiło dopiero w 73. minucie – Michał Mak znów chciał obsłużyć jednego z kolegów, konkretnie Renusza, ale zawodnik z numerem 26 nie zdążył opanować piłki i złapał ją bezpiecznie Sergiusz Prusak. Końcowe minuty nie przynosiły pozytywnych wieści – dalej strzałom brakowało dokładności, dobrych piłek nie dostawał po stronie gości Łukasz Zwoliński, zaś wobec rozczarowującej postawy braci Mak oraz braku błysku u Wacławczyka formacja ofensywna gospodarzy zdawała się nie istnieć. Zaś zmiana z 87. minuty Grzegorza Barana za Patryka Rachwała chyba utwierdziła widzów w przekonaniu, że Bełchatów już tylko pilnuje wyniku. Chociaż to zadanie wykonał dobrze – wynik już się nie zmienił.

Nikt nie może powiedzieć, że ten hit go porwał – cóż, z wysokości trybun miało się wrażenie, że liczba żółtych kartek może przewyższać liczbę celnych oddanych przez oba zespoły. Zawiedli bracia Mak, zawiódł po raz kolejny Bartosiak, Wilusz i Baranowski nie uchronili drużyny od straty gola, także Malarz w kluczowej sytuacji mógł zachować się lepiej. Po stronie Łęcznej widać było z kolei zadowolenie – możliwe, że gdyby nie błąd Prusaka komplet punktów pojechałby dziś w okolice kopalni Bogdanka. Dużo szumu robił Zwoliński, jednak gdy należało dobić Bełchatów albo sam zawodnik się mylił, albo koledzy nie potrafili go odpowiednio obsłużyć dobrym podaniem.

Dzisiejszy rezultat powoduje, iż sytuacja drużyn po meczu wygląda następująco – Bełchatów nadal jest na czele I ligi, zaś Łęczna zajmuje teraz 3. lokatę. Przed górniczymi zespołami bardzo ciężkie spotkania. W 9. kolejce bełchatowianie przyjadą do Olsztyna, by zmierzyć się z tamtejszym Stomilem. Natomiast Górnik podejmować będzie u siebie mającą podobnie jak GKS ambicje do awansu Arkę Gdynia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24