Białek dla Ekstraklasa.net: Młody piłkarz głupieje, gdy dostaje pierwszą wypłatę

Jacek Czaplewski
Janusz Białek: Mamy utalentowaną młodzież, o czym świadczą wyniki poszczególnych młodzieżówek
Janusz Białek: Mamy utalentowaną młodzież, o czym świadczą wyniki poszczególnych młodzieżówek Polskapresse
- Na pewno wciąż istnieje takie staroświeckie przeświadczenie, że doświadczony piłkarz gwarantuje lepszą jakość gry, niż obiecujący junior. Ale ten mit świetnie obaliła sytuacja w Legii Warszawa sprzed dwóch lat - mówi w rozmowie z Ekstraklasa.net trener reprezentacji U-19, Janusz Białek.

Był pan podenerwowany, gdy spojrzał w meczowe osiemnastki zespołów na inaugurację Ekstraklasy? Niewiele w nich było młodzieżowców. Z kadry do lat 19, którą pan prowadzi, tylko Arkadiusz Milik i Mariusz Stępiński powąchali murawę.
Staram się zawsze coś wskórać u trenerów. Przecież przykłady obu wymienionych piłkarzy dobitnie pokazują, że warto na nich stawiać. Milik w zeszłym sezonie strzelił cztery gole, a teraz, na inaugurację jeden. Stępiński zbiera wśród ekspertów bardzo pozytywne opinie. W kolejce czekają kolejni, w których drzemie potencjał. Wie pan w jakim wieku debiutowali Mirosław Szymkowiak, Sebastian Mila, albo Mariusz Lewandowski? Albo – dajmy na to - wcześniejsza generacja: Bogusław Wyparło, czy Aleksander Kłak? Mieli po szesnaście-siedemnaście lat. Gdyby wtedy ktoś na nich nie postawił, to kto wie, czy zagraliby w reprezentacji i podbijali zagraniczne ligi. Nie wiem, skąd takie zachowawcze podejście do młodzieży.

Widzi pan jakąkolwiek różnicę poziomu między 18-letnim Milikiem, a 26-letnim Oziębałą?
Żadnej. Rafał Wolski, Marcin Kamiński, Michał Żyro, Rafał Janicki, Filip Modelski. Są gorsi pod względem motorycznym, kondycyjnym? Nie. Technicznym? Też nie. Nierzadko są nawet lepsi od starszych kolegów. Mamy zdolną młodzież i trzeba dawać im szanse.

Gdzie leży problem? Trenerzy seniorskich drużyn boją się stawiać na młodych, bo istnieje coś takiego jak presja wyniku?
Prawda leży zazwyczaj po środku. Na pewno wciąż istnieje takie staroświeckie przeświadczenie, że doświadczony piłkarz gwarantuje lepszą jakość gry, niż obiecujący junior. Ale ten mit świetnie obaliła sytuacja w Legii Warszawa sprzed dwóch lat. Kiepsko im szło na początku. Goli nie strzelali ani Takesure Chinyama, ani Bruno Mezenga, więc ówczesny szkoleniowiec, Jan Urban zaufał młodemu Michałowi Kucharczykowi. Ten zdobył pięć bramek i zaliczył cztery asysty, a przypomnę, że miał wówczas dziewiętnaście lat. Rok później usłyszeliśmy o Wolskim i Żyro. Dopływ świeżej krwi jest ważny. Brakuje trochę tej młodzieńczej fantazji, entuzjazmu, braku jakiekolwiek kalkulacji. A oni to gwarantują, bo mają ciąg na bramkę i ogromną wolę walki.

Idąc tym tokiem rozumowania, właściwym rozwiązaniem wydaje się być postawienie na młody narybek, niż na trzydziestoletni, zagraniczny szrot.
Tak właśnie sądzę. Półtora roku temu, jedna z reprezentacji młodzieżowych rozegrała bardzo dobry turniej w La Mandze, w Hiszpanii. Siedemnastoletni Piotr Zieliński wpadł w oko wysłannikom włoskiego Udinese. W ogóle się nie oglądali, tylko go kupili. I co jest najciekawsze w jego historii: Przeszedł z juniorów Zagłębia Lubin do… pierwszego zespołu Udine. Nie zadebiutował jeszcze w Serie A, jednak na co dzień trenuje u boku choćby Antonio Di Natale i dostawał też szansę gry w przedsezonowych sparingach. Ostatnio wszedł na kwadrans. To jest właściwe podejście. Umiejętne wprowadzanie juniora do seniorskiej drużyny. Utalentowany chłopak musi poczuć na własnej skórze rangę gry w pierwszym zespole. U nas się to odwleka. „Jeszcze pół roku, jeszcze masz czas, dojrzej trochę w Młodej Ekstraklasie”. A czas cholernie szybko ucieka i potem mówi się o 23-letnim piłkarzu, jako o „młodym, zdolnym”…

W tym wieku jest się w pełni ukształtowanym piłkarzem.
Na Zachodzie wszyscy to wiedzą, u nas chyba jeszcze do niektórych to nie dociera. Mamy utalentowaną młodzież, o czym świadczą wyniki poszczególnych młodzieżówek.

Hertha Berlin nie wzięła w ciemno Gracjana Horoszkiewicza. To samo tyczy się Adriana Liberackiego, który poszedł do Regginy Calcio.
Włosi i Niemcy nie na darmo interesują się naszym rynkiem, bo chłopcy mają umiejętności i rokują. U nas wciąż są kłopoty z podejściem. O ile rozumiem drużyny, które walczą w europejskich pucharach i o tytuł mistrza Polski, o tyle nie mogę zrozumieć, dlaczego kluby z środka tabeli nie stawiają na młodzież. Rozsądnie zachowała się Legia, która wiedząc, że Jakub Szumski nie ma szans na regularną grę, wypożyczyła go do Piasta Gliwice. To jest zdrowe i racjonalne zachowanie. Wszystko zależy teraz od niego. Nie jest już czwartym bramkarzem w Legii, tylko drugim w Piaście.

Pan też kiedyś wziął pod swoją opiekę Wojciecha Kowalewskiego.
Stare czasy, jeszcze jak trenowałem Groclin. Wzięliśmy go na wypożyczenie z Legii. Najpierw mówiło się, że przejdzie do nas na rok, żeby mógł regularnie grać. Spędził u nas tylko rundę, bo w Legii zorientowali się jaki skarb puścili. Wrócił do nich, a pół roku później był już w Szachtarze Donieck. Potem kilka ładnych sezonów w Spartaku Moskwa i kariera reprezentacyjna. Czasami łut szczęścia kieruje losami piłkarzy. Generalnie poziom szkolenia w Polsce nie jest najgorszy. Właściwy sygnał dali podopieczni Marcina Dorny. W kategorii do lat 17 zdobyli brązowy medal minionych Mistrzostw Europy. Dużo nam jednak brakuje do ideału w kwestiach szlifowania piłkarskich diamentów. Mamy gdzie to robić, bo w ostatnich latach powstały fantastyczne obiekty. Byłem niedawno z kadrą w Łomży. Wszyscy aż mlaskali z zadowolenia, gdy zobaczyli bazę. I takich miejsc jest na pęczki. Graliśmy w Kołobrzegu, Brzegu, we wschodniej części Polski. Wszędzie było naprawdę cudownie. Co stoi więc na przeszkodzie, by znaleźć kolejnych Lewandowskich i Szczęsnych? Często szkoła. Idzie taki chłopak na osiem godzin, a potem, zmęczony przychodzi na trening. Dochodzi do tego kwestia żywienia – obiadokolację je późnym wieczorem. To wszystko ma wpływ na jego rozwój. W największych zachodnich klubach przykłada się do tego ogromną wagę. Traktuje się każdego niemal indywidualne, ustala harmonogram zajęć w szkole, która ściśle współpracuje z Akademią Piłkarską. U nas nie jest aż tak źle, bo jeśli się dotrze do rad pedagogicznych, dyrektorów szkół, to można wypracować pewien schemat. To są detale, ale na ich bazie powstają wielkie gwiazdy.

Jakie jest pańskie zdanie na temat poziomu Młodej Ekstraklasy?
Generalnie to fajny stopień między juniorami, a seniorami, jeśli chodzi o boiska, zaplecze. Mało tam jednak meczów o stawkę i rywalizacji. Musimy zmienić formułę tych rozgrywek, by zyskały na prestiżu. Być może przypisać im rangę gry o tytuł Młodzieżowych Mistrzostw Polski, żeby zmusić kluby do poważniejszego traktowania tej ligi. Trzeba uczyć zwyciężania i odnoszenia sukcesów, bo któż nie chciałby być mistrzem Polski.

W pierwszej lidze jest przepis, który obliguje zespoły do wystawienia w meczu jednego młodzieżowca. Andrzej Iwan mówi, że poszedłby dalej i zastanowił się nad wprowadzeniem tego w Ekstraklasie.
W kontekście piłki młodzieżowej byłoby to słuszne rozwiązanie. Chyba w każdej drużynie znaleźlibyśmy choćby dwóch młodzieńców z predyspozycjami do gry w wyjściowym składzie. Nie wiadomo w jaki sposób zareagowaliby sponsorzy. W mocniejszych ligach nie ma takiego wymogu.

Niewłaściwe traktowanie ze strony trenerów, szczęście decydujące o karierze. Ale juniorzy też dokładają cegiełkę do tego, by im się nie udało. Dzisiaj Paweł Janas ostro skrytykował podejście młodych, gniewnych. Jego zdaniem, za pierwsze spore pieniądze zarobione w klubie, kupują drogie ubrania, lub samochód, by „zaszpanować” na mieście. A futbol schodzi na drugi plan.

Żółte buty, żel na włosach – znam to. Podpisuję się pod słowami Pawła i bardzo się cieszę, że ktoś w końcu odważnie i głośno poruszył tę kwestię. Tych dzieciaków trzeba przygotować do dorosłego życia i dorosłej piłki. Szczególnie jeśli chodzi o szacunek do pieniędzy oraz pracy. Skoro rzucamy przykładami – Mario Goetze. Debiut w Bundeslidze w wieku siedemnastu lat, rok później wywalczone pewne miejsce w jedenastce późniejszego mistrza Niemiec, Borussii Dortmund. Goetze zachłysnął się sławą? Kilkoma zerami na koncie? Chyba nie.

Dlaczego?
Bo w Niemczech się edukuje od najmłodszych lat. Powiedzmy na przykładzie zarobków. Daje im się na początku niewielkie kwoty, potem wyższe i tak stopniowo wprowadza się ich na te najwyższe płacowe szczeble. W Polsce bieda aż piszczy. Dopóki junior nie podpisze profesjonalnego kontraktu, dopóty nie dostaje jakichś pieniędzy. No i potem nie ma co się dziwić, że sodówka uderza do głowy, bo to są duże kwoty, w porównaniu nawet do zarobków rodziców, czy znajomych. Czasami jest to kilka razy więcej. Nie chcę potępiać wszystkich, ale generalnie tak to wygląda, że sporo młodych zawodników głupieje.

A kariera trwa dosyć krótko.
Jasne, że tak i często dzieje się tak, że po jej zakończeniu dostaje się obuchem w głowę.

Rozmawiał Jacek Czaplewski / Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24