"Sława, sława, Ukrainu" - ukraińscy kibice pełni wiary w reprezentację

Rafał Musioł/Dziennik Zachodni
Uwierzyliśmy? - takie retoryczne pytanie postawiła wczoraj ukraińska telewizja, robiąc przewrotną aluzję do atmosfery, jaka towarzyszyła reprezentacji współgospodarzy Euro przed pierwszym meczem ze Szwecją.

Odpowiedź była oczywista. Ukraina uwierzyła. Nastąpił cud, o który się modlono, a w roli anioła wystąpił Andrij Szewczenko. To jego nazwisko skandowano najgłośniej zarówno na stadionie, jak i w strefach kibica. Ale potem dominował już hymn "Szcze ne wmerła Ukraina", a po słowach "Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu" wybuchała nieokiełznana radość i skandowanie "Sława, sława, sława, Ukrainu!".

Dla postronnego obserwatora najważniejsza była absolutna zmiana atmosfery. Dotychczas Euro widać było jedynie w centrach miast i na stadionach, a kibice w niebiesko-żółtych koszulkach niknęli w tłumach innych narodowych barw uczestników mistrzostw. Nawet ten sam hymn śpiewany przed meczem nie miał nawet połowy swojej późniejszej energii, która przyprawiała niemal o dreszcze, zwłaszcza w kilkudziesięciotysięcznej kijowskiej strefie kibica na słynnym Majdanie.

Gdy Szwedzi objęli prowadzenie, wiara stopniała do granic błędu statystycznego. Wtedy nikt nie przypuszczał, że poranne tytuły gazet będą krzyczały "Wielki mecz wielkiej drużyny", "Ukraina na czele", "Początek z marzeń" i będą przeplatane historiami z głównym udziałem Szewczenki, jednego z najstarszych uczestników imprezy i najstarszych strzelców bramek w kronikach ME. Nikt jednak nie zdecydował się jeszcze powtórzyć okrzyków kibiców: "Ukraina czempion!".

- Teraz wystarczą nam remisy z Anglią i Szwecją, by wyjść z grupy - analizowano jednak na gorąco, zaznaczając, że z taką grą żadnej z tych drużyn ekipa Olega Błochina bać się już nie musi.

W ogólnej euforii pojawiła się jednak nutka obawy. - Po jaki ch... kazali tym naszym grać aż trzy mecze w Doniecku [dwa grupowe i ewentualnie ćwierćfinał - red.]. Nasza komanda nigdy tam jeszcze nie wygrała! - martwił się na zapas Witek, z którym wracałem z Fan Zony. - Tu tylko biznes się liczył, oligarchy chciały zarobić i dostały mecze. Chwilę potem jednak znów się uśmiechnął i pobiegł po kolejne piwo "1715".

We wtorek rano poinformowano, że świętowanie przebiegło spokojnie.
- Kibice z różnych krajów kibicowali zgodnie i żadnych incydentów nie zanotowano - niemal identyczny komunikat pojawił się i w Kijowie, i we Lwowie.

Może był to wynik zmęczenia kibiców, z których większość, zarówno w Kijowie, jak i we Lwowie, do domów wracała pieszo, bo transport znów oddał rząd dusz i portfeli w ręce taksówkarzy. - Jesteśmy silni, jesteśmy razem, jesteśmy zwycięzcami - taki transparent wywieszono już we wtorek rano z jednego z okien na lwowskim Starym Mieście. Wszechobecna była też nadzieja, że w ślady Ukrainy pójdą biało-czerwoni.

- Teraz czas na Polszu. To nasze wspólne mistrzostwa! - życzyli nam wczoraj wieczorem lwowcy, którzy tłumnie zmierzali do strefy kibica, by wspierać biało-czerwonych w meczu z Rosją. I wcale nie ukrywali, że także dla wielu z nich był to więcej niż zwykły mecz.

Z Kijowa Rafał Musioł/Dziennik Zachodni

Dziennik Zachodni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24