Dla obu zespołów był to bardzo ważny mecz. Ekipa z Radomia w pierwszym wiosennym meczu przegrała 0:6 z Cracovią. Tydzień później przyszła kolejna bolesna porażka 0:4 z Pogonią Szczecin. Trener Maciej Kędziorek walczył o swoją posadę, bo Radomiak niebezpiecznie zbliżył się do strefy spadkowej.
Choć Zieloni zdobyli wiosną cztery punkty, ich sytuacja w tabeli też nie była komfortowa. Przewaga nad Puszczą i Koroną wynosiła tylko jedno "oczko", więc podopieczni Dawida Szulczka, też chcieli zdobyć pełną pulę, by bez stresu przygotowywać się do kolejnych pojedynków.
Stawka meczu chyba sparaliżowała Wartę, bo ten mecz rozpoczęła ten mecz bardzo źle. Przez ponad 10 minut nie potrafiła wyjść spod własnej bramki. Goście mieli dużą przewagę. Atakowali głównie prawą stroną, gdzie zupełnie nie radzili sobie Dimitris Stavropoulos oraz Konrad Matuszewski. Wahadłowy Zielonych notował też banalne straty przy próbach przedostania się na połowę Radomiaka. W efekcie Filip Majchrowicz był bezrobotny, a Jędrzeja Grobelnego wyręczyła poprzeczka, kiedy w 9 min. po dośrodkowaniu Jana Grzesika, niepilnowany w polu karnym Rafał Wolski uderzył z woleja.
Na pierwszą składną akcję gospodarzy czekaliśmy do 22 minuty. Kajetan Szmyt składał się do strzału zza pola karnego, ale został skutecznie zablokowany przez Luizao. W odpowiedzi Rafał Wolski strzelił z rzutu wolnego nieznacznie obok i...na tym skończyły się emocje w pierwszej odsłonie.
Tempo meczu spadło, mnóstwo było za to niedokładności i walki w środkowej strefie. W obu zespołach brakowało piłkarza, który potrafiłby wykreować coś niestandardowego.
Liczyliśmy na to, że po przerwie mecz nabierze rumieńców. Niestety tak jak na początku pierwszej części, znów Warta dała się zamknąć na własnej połowie. Długo nie przekładało się to na ilość sytuacji bramkowych, bo nawet gdy Zieloni na chwilę potrafili przenieść ciężar akcji na połowę gości, niewiele wychodziło Szmytowi, Mezghraniemu czy Żurawskiemu.
Stałe fragmenty gry też nie stanowiły zagrożenia. W 66 min. Miguel Luis z rzutu wolnego z 23 metrów trafił w mur, a korner po nim, goście wykorzystali do przeprowadzenia kontrataku. Nadzieją, by ten stojący na słabym poziomie mecz, zakończył się po myśli Dawida Szulczka byli rezerwowi Vizinger, doświadczeni Kupczak i Kiełb oraz...napastnik Marton Eppel, bo do 73 min. Warta grała bez klasycznej "9".
Tymczasem Vizinger łatwo stracił piłkę przed własnym polem karnym w 79 min. i niewiele brakowało, by Okoniewski pokonał Grobelnego.
W końcówce obie drużyny "szanowały" już wynik i skończyło się remisem 0:0, który nie krzywdzi nikogo.
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?