Podopieczni Ireneusza Mamrota nadal jednak są liderem, choć ich przewaga nad drugim miejscem, zajmowanym obecnie przez Lecha Poznań, stopniała do dwóch oczek. Kolejorz jednak nabiera rozpędu, w przeciwieństwie do Jagiellonii. Białostoczanie w Lubinie nie przypominali zespołu, który jeszcze niedawno biegał dużo więcej i szybciej od rywali, co szczególnie przed przerwą było widoczne gołym okiem.
– O pierwszej połowie nie ma za bardzo co mówić, bo po prostu nie ma o czym. Nie wiem, co się z nami stało w tej części gry. Byliśmy wolniejsi od rywali o dwa tempa, a Zagłębie kombinowało na boisku, jak chciało, i stwarzało sobie kolejne sytuacje bramkowe. Można powiedzieć, że prawie całą połówkę przed przerwą przespaliśmy – przyznaje Taras Romanczuk, pomocnik żółto-czerwonych.
Trudno powiedzieć, czym taka bierność była spowodowana. Fakt, daleka podróż na Dolny Śląsk na pewno nie pomogła, podobnie jak nieobecność na treningach wielu podstawowych zawodników, przebywających w ostatnich dniach na zgrupowaniach reprezentacji. Ci natomiast, którzy zostali na miejscu popracowali w tym czasie trochę mocniej nad motoryką, bo to była ostatnia taka dłuższa przerwa w tym sezonie, przed zakończeniem rozgrywek, stąd być może wzięło się lekkie zmęczenie. No i w końcu świadomość, że dwa dni wcześniej potknęła się Legia Warszawa, też mogła spowodować samouspokojenie.
– Może to siedziało nam trochę w głowach i nie można tego tak do końca wykluczyć. To jednak żadne wytłumaczenie i nie możemy sobie pozwalać na tak różne dwie połowy. W pierwszej gramy fatalnie, a w drugiej pokazujemy, że jednak umiemy grać w piłkę – dodaje Romanczuk.
To właśnie jest zagadką, że drużyna po przerwie zaprezentowała się zgoła inaczej. Piłkarzom nagle zaczęło się chcieć. Zaczęli w jednej chwili biegać szybciej, więcej się ruszać na boisku, no i co za tym idzie, pojawiły się sytuacje strzeleckie. Niestety, nie udało się wykorzystać żadnej z nich.
– W drugiej połowie podeszliśmy wyżej do przeciwnika i kreowaliśmy sobie okazje. Ale byliśmy nieskuteczni, do tego bardzo dobrze bronił bramkarz Zagłębia. Nic już teraz nie zmienimy i trzeba patrzeć tylko do przodu – podkreśla Romanczuk.
Straconych punktów na pewno szkoda i oby ich na koniec sezonu nie zabrakło, bo Zagłębie było zespołem jak najbardziej do pokonania. Owszem, lubinianie byli w tym meczu bardzo zdeterminowani, bowiem walczyli o być, albo nie być w ósemce. Ale wydaje się, że bijący się być może o historyczny dla klubu sukces żółto-czerwoni powinni tak samo wyjść na boisko z pianą na ustach i niech wygra lepszy. Tego niestety, przed przerwą brakowało, a refleksja przyszła zbyt późno i Jaga na końcu została bez punktów.
– Musimy jak najszybciej zebrać się w sobie, bo to nie koniec świata. Jesteśmy wciąż liderem i w następnym meczu musimy pokazać, że to był tylko wypadek przy pracy. Trzeba szybko podnieść głowy, być pozytywnie nastawionym i w meczu z Wisłą Płock przez 90 minut grać tak, jak z Zagłębiem w drugiej połowie. Wtedy powinno być dobrze – zapowiada na łamach oficjalnej strony klubu Jakub Wójcicki, obrońca Jagi.
Spotkanie z Nafciarzami, kończące fazę zasadniczą, odbędzie się w sobotę o godz. 18 na stadionie przy ul. Słonecznej w Białymstoku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?