Spis treści
Przed spotkaniem z Puszczą kapitan Jagiellonii odebrał pamiątkową koszulkę za występ numer 300. w barwach Żółto-Czerwonych.
- Trochę tego czasu zeszło - uśmiecha się Taras Romanczuk, który do Jagi trafił w latem 2014 roku z drugoligowej wówczas Legionovii Legionowo. - Oczywiście, nie spodziewałem się, że zostanę w Białymstoku na tak długo, ale widocznie jest mi tu dobrze i tak miało być. Nie żałuję, że nie wyjechałem na Zachód. Przecież przyjechałem z Ukrainy i dla mnie Polska to już był Zachód - dodaje.
Taras Romanczuk: Gra w europejskich pucharach to wielka sprawa
Który z trzystu występów utkwił kapitanowi Jagiellonii najbardziej, a o którym wolałby zapomnieć?
- Miło wspominam każdy z występów w europejskich pucharach, bo to była dla mnie wielka sprawa. Przychodzi mi też na myśl wygrany 2:0 mecz w Warszawie z Legią, zwycięstwo u siebie 3:2 z Podbeskidziem, w którym strzeliłem decydującego gola - wylicza zawodnik Jagiellonii. - Na minus kojarzy mi się głównie przegrany w 2019 roku finał Pucharu Polski z Lechią Gdańsk, kiedy na Narodowym straciliśmy gola na 0:1 w ostatniej akcji meczu - dorzuca.
Udziałem Romanczuka były występy w Jadze podczas jej "tłustych" sezonów, kiedy podlaska ekipa należała do ścisłej czołówki i dwukrotnie wywalczyła tytuł wicemistrza kraju (sezony 2016/17, 2017/18). Teraz jednak nadeszły chude lata, a ostatnią kampanię białostoczanie skończyli na odległym - 14. miejscu.
- Po minionym sezonie pozostał wielki niedosyt, bo skład był na znacznie wyższą lokatę. Przecież mieliśmy dobrych zawodników technicznych i walczaków, a zwłaszcza króla i wicekróla strzelców. Do tej pory nie rozumiem, skąd tak odległa lokata. To już jednak przeszłość, na którą nie mamy wpływu. Pozostaje nam zrobić wszystko, by ten sezon był znacznie lepszy i tego trzeba się trzymać - przekonuje Jagiellończyk.
Łatwo nie będzie, bo odeszło wielu ważnych piłkarzy, w tym najskuteczniejszy strzelec PKO Ekstraklasy poprzedniej kampanii - Hiszpan Marc Gual, który wybrał grę w Legii. Nie jest też tajemnicą, że sytuacja finansowa klubu jest bardzo trudna, co może mieć przełożenie na postawę zespołu.
- Z mego punktu widzenia nie odczuwam zmiany na gorsze. Nie mam w zwyczaju narzekać i szukać usprawiedliwień, ale jeśli chodzi o warunki do trenowania i grania, to jest ok. Mieliśmy udane zgrupowanie przed sezonem, potem solidnie popracowaliśmy w Białymstoku i mam nadzieję, że będzie to widać na boisku - deklaruje białostocki piłkarz.
Na razie trudno powiedzieć, jakie będzie oblicze Jagiellonii, bo Żółto-Czerwoni rozegrali dwa różne spotkania. Najpierw przegrali wysoko 0:3 w Częstochowie z Rakowem, by w minionej kolejce pokonać u siebie pokonać 4:1 Puszczę Niepołomice.
- W meczu z Rakowem kluczowa była bramka, głupio przez nas stracona na koniec pierwszej połowy. Gdyby było 0:0, rywal musiałby się otworzyć i mielibyśmy swoje szansy w kontrach. A tak to my musieliśmy szukać wyrównania, a wymiana ciosów z mistrzem kraju na jego boisku nie jest czymś miłym i skończyło się, jak się skończyło - przekonuje Romanczuk.
Kapitan Jagiellonii: Puszcza wcale nie jest taka słaba
Z beniaminkiem z Niepołomic było już znacznie lepiej, chociaż nie brak głosów, że wysokie zwycięstwo nad słabszym rywalem było obowiązkiem Żółto-Czerwonych.
- Z tą słabością to spokojnie, bo według mnie oni jeszcze odbiorą swoje punkty. Puszcza ma wysoki skład i trzeba było się solidnie naskakać. Pamiętam szczególnie ich napastnika, który miał ponad 190 centymetrów wzrostu i był bardzo niebezpieczny w powietrzu. Jestem jednak do tego przyzwyczajony. Pięknie to ma grać Jesus Imaz, a ja mam walczyć z przeciwnikami - śmieje się kapitan Jagiellonii.
W starciu z beniaminkiem z Niepołomic z dobrej strony pokazali się nowi piłkarze białostockiego zespołu (Jarosław Kubicki, Afimico Pululu, Dominik Marczuk, Adrian Dieguez). Zwraca też uwagę fakt, że w podstawowym składzie wybiegło aż siedmiu Polaków.
- Jagiellonia dokonała ciekawych transferów. W zespole jest konkurencja, a osobiście bardzo liczę na to, że coraz więcej będzie wnosiła młodzież. I nie chodzi mi tylko o młodzieżowców, jak Dominik Marczuk, czy Miłosz Matysik, ale o zawodników młodych. Myślę tu o Bartku Wdowiku, Pawle Olszewskim, czy Wojtku Łaskim - wylicza Jagiellończyk.
Białystok to jego miejsce do życia
Skoro już o wieku mowa, to pomocnik Jagi w listopadzie skończy 32 lata. Co prawda przed nim jeszcze sporo grania, ale powoli trzeba myśleć o przyszłości po zakończeniu zawodniczej kariery.
- Jeśli chodzi o miejsce do życia, to zamierzamy z żoną pozostać w Białymstoku. Przyszłość wiążę z piłką, mam skończony kurs UEFA B, gdy synek podrośnie, chcę iść na kurs UEFA A i zobaczymy, co z tego będzie. Nawet jeśli nie zostanę trenerem, to z pewnością nie zamierzam siedzieć bezczynnie. Na razie jednak skupiam się na graniu - deklaruje piłkarz Jagi.
Najbliższe granie to dla Romanczuka i jego kolegów spotkanie 3. kolejki PKO Ekstraklasy z Widzewem Łódź (piątek - 4 sierpnia, o godz. 18 w Białymstoku).
- Najważniejsze teraz jest to, by nie zadowalać się zwycięstwem z Puszczą. Ciężko na nie zapracowaliśmy, ale rękawy muszą pozostać podwinięte. W każdym meczu chcemy walczyć o trzy punkty - kończy Taras Romanczuk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?