Kibice to nie zdrajcy. FC Łódź nie ma prawa bytu

Daniel Kawczyński
Kibice z Łodzi nie żyją ze sobą w zgodzie
Kibice z Łodzi nie żyją ze sobą w zgodzie Artur Kostkowski / Polskapresse
Niemałą burzę i zadziwienie w świecie polskiej piłki, a przede wszystkim w łódzkich środowiskach wywołały artykuły "Gazety Wyborczej" nawołujące do połączenia dwóch łódzkich klubów.

Opierając się na poglądach Zbigniewa Bońka i przytakującemu mu Jana Tomaszewskiego, dziennikarz "Wyborczej" opowiada się za absurdalną fuzją Widzewa i ŁKS-u w jeden klub, pod szyldem FC Łódź. Pomysł z gatunku science-fiction. Miejmy nadzieję, że nigdy nie wejdzie w życie. W przeciwnym razie czeka nas upadek piłki nożnej w Łodzi i to na długie lata.

Dlaczego jestem wrogiem planu, który ma ozdrowić nieciekawą sytuację piłkarską w Łodzi? Powodów i dowodów na bezmyślność i całkowity brak wyobraźni zwolenników FC Łódź jest cała masa.

Historia nauczycielką życia, czyli fiasko fuzji z przeszłości

Jeśli planujemy wdrożenie rozwiązania, które ma na celu ozdrowienie sytuacji, sięgnijmy do doświadczeń lat poprzednich. Czy jest chociaż jeden przykład fuzji klubów, która zakończyła się sukcesem i spełnieniem obietnic? Połączeń było wiele: w Bydgoszczy Zawisza łączyła się z Chemikiem, w Bytomiu Polonia z Szombierkami, Piotrcovię Piotrków Trybunalski przeniesiono i scalono z Pogonią Szczecin, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski weszła w fuzję z Polonią Warszawa, Lech Poznań gra na licencji Amiki Wronki, w Wałbrzychu doszło do połączenia Górnika z Zagłębiem, w Gdańsku scaliły się Lechia z Polonią.

Która z nich okazała się całkowitym wybawieniem z kłopotów? Owszem, w nielicznych przypadkach była korzystna, ale tylko i wyłącznie dla jednej strony (Polonia Warszawa, Lech Poznań, nieco później Lechia Gdańsk). Reszta została skazana na niekończący się marazm, długoletnią tułaczkę po niższych klasach rozgrywkowych, bez żadnych większych perspektyw na lepsze jutro. Jedni z niego powoli wyszli, drudzy powoli wychodzą, a inni nie wyjdą jeszcze przez długie lata.

Sponsor dla obu? To już było...

W wypowiedzi Zbigniewa Bońka padła opinia, że sponsorzy nie chcą angażować się w finansowanie jednego łódzkiego klubu, w obawie przed utratą zaufania ze strony kibiców tego drugiego. Z kolei powołanie FC Łódź miałoby zażegnać ten problem. Czyżby? Nie wiem, czy Zbigniew Boniek pamięta, ale taką kwestię próbowano rozwiązać. W listopadzie 2010 roku, Widzew i ŁKS przygotowały wspólną ofertę sponsorską, skierowaną do 40 największych polskich i łódzkich firm. Potencjalny sponsor mógłby wspierać obie drużyny, wykluczając możliwość narażenia się kibicom, bo przychody miałyby trafić do kasy obu klubów. Jakie było zainteresowanie adresatów? Nie było żadnego! Ile pieniędzy wpłynęło na konto jednego i drugiego? Ani złotówka!

FC Łódź? A co to jest?

Jaka jest więc gwarancja i jakie istnieją podstawy by twierdzić, że podobnie nie skończy się plan sponsorowania FC Łódź? Co to w ogóle za nazwa? Do czego nawiązuje? Czy aby na pewno mówimy o klubie polskim?

Z czym FC Łódź, będący połączeniem Widzewa i ŁKS-u, będzie sie kojarzył potencjalnym sponsorom? Oczywiście z kolejnym nowotworem w polskim futbolu, które z reguły kończyły się fiaskiem i nie ma gwarancji, że historia nie zatoczy koła. Jakieś znaczenie marketingowe marki? Żadne.

A co myślimy przywołując nazwę Widzew Łódź? Cztery wywalczone mistrzostwa Polski, pamiętny pojedynek z Juventusem Turyn, półfinalista Pucharu Europy, uczestnik Ligi Mistrzów, triumfator Pucharu Intertoto, piłkarz Zbigniew Boniek. Co z kolei nasuwa nam się na myśl, gdy mówimy ŁKS Łódź? Jan Tomaszewski, dwukrotny mistrz Polski, uczestnik eliminacji do Ligi Mistrzów (remis z Manchesterem United), zwycięzca Pucharu Polski. Co osiągnął FC Łódź? Nic, chyba, że nowotwór przypisze sobie sukcesy fundamentów z których został stworzony.

Każdy sponsor, który chce poprzez klub odpowiednio się wypromować i poszerzyć grono klientów, postawi na marki uznane, cenione i cieszące się dużą popularnością. Postawi na takie firmy, jak Widzew lub ŁKS. Wchodząc do nowego projektu, nie zwiększy grona odbiorców, bo...

Kibice to nie zdrajcy

Zbigniew Boniek tęskni za czasami, kiedy kibice Widzewa chodzili na ŁKS i na odwrót, a na osiedlach zamieszkałych przez sympatyków jednych, można było spokojnie przechadzać się w szaliku drugich. Niestety czasy radykalnie się zmieniły i dziś takie sytuacje są nie do pomyślenia. Antagonizmy są już na tyle duże, że nie da się ich zażegnać. Mówienie więc o bezpieczeństwie i zjednoczeniu kibiców, przynajmniej w perspektywie paru pokoleń jest niemożliwe. Zresztą podobnie jest z miłością do klubu, która przechodzi z dziadka na ojca, z ojca na syna. Przywiązanie do barw, do herbu, do bogatej historii i tradycji, do czasów wspólnie spędzonych na trybunach przy Piłsduskiego i Unii. To nigdy nie zginie.

Każdy szanujący się łódzki kibic zawsze był z ukochaną drużyną na dobre i na złe, nieważne w jakiej była sytuacji i na jakim szczeblu rozgrywała swoje mecze. Wspierałby ją nawet w B-klasie. W przypadku fuzji i utworzenia FC Łódź, kibice Widzewa i ŁKS-u nie pozwoliliby na śmierć ukochanych zespołów pod starymi szyldami. Utworzyliby nowe drużyny ze starymi nazwami, które jako stowarzyszenia, zaczynałyby zmagania od najniższych klas rozgrywkowych. To właśnie na ich mecze licznie by się udawali. A FC Łódź? Przytłaczająca większość sympatyków (tych mających poszanowanie dla tradycji, a jest ich wielu) zbojkotowałaby mecze FC, nawet jeżeli byłaby to Ekstraklasa na bardzo dobrym poziomie. Aby zapełnić trybuny należałoby poczekać kilka pokoleń, gdy pamięć o Widzewie i ŁKS-ie umarłaby na dobre.

Do tego czasu Łódź byłaby miastem paradoksu, podobnie jak do niedawna Sosnowiec. Tam kibice niezadowoleni z prowadzenia drugoligowego klubu, założyli własny, który wystartował w B-klasie. W każdy weekend tłumnie chodzili na jego spotkania. O drugoligowcach kompletnie zapomnieli. Stadion Ludowy świecił pustkami. Nikogo nie obchodziło, że nowe Zagłębie gra pięć szczebli niżej.

Klub to nie przedsiębiorstwo. To coś więcej

Jak powiedział Zbigniew Boniek, w historii wiele razy dochodziło do fuzji - łączyły się Ford i General Motors, banki, partie polityczne. Owszem, ale chyba ma się to nijak do scalenia dwóch klubów. Czy redaktorzy "Gazety Wyborczej" zgodziliby się na fuzję z "Super Expressem", czy "Naszym Dziennikiem"? A dlaczego "Zibi" nie zaproponuje w Rzymie stworzenia jednego klubu na bazie Romy i Lazio? Oba kluby borykają się przecież z trudnościami finansowymi. Idąc przedstawionym tokiem myślenia można byłoby przecież zapobiec widmowi upadku.

Nikomu we Włoszech nie przychodzi jednak na myśl, aby łączyć kluby, nawet gdy są w trudnej sytuacji. Ba, sami zainteresowani na to nie przystaną. Dlaczego? Bo na Półwyspie Apenińskim każdy się szanuje, każdy jest fanatykiem futbolu, a sponsorzy inwestują z pasji, nie dla zysku.

Biedny + bankrut = bankrut

Łączenie Widzewa Łódź i ŁKS-u, to jak zeswatanie i połączenie węzłem małżeńskim biednego z bankrutem. Ten pierwszy nie ma dużo pieniędzy, ten drugi jest pod kreską i nie ma żadnych środków. Logika z tego taka, że obaj staną się bankrutami, bo biedny nie da rady podnieść jeszcze biedniejszego. Fuzja to ciągnięcie obu klubów w dół. Ktoś powie, że przecież znajdzie się sponsor. Ale czy ów sponsor zechce spłacić niemałe długi jednych i drugich? Do powołania spółki na bazie dwóch podmiotów, wymaga się całkowitej płynności finansowej. Tego jak na razie nie ma. Widzew zamraża pensje piłkarzom, pozbywa się najlepszych ze składu. ŁKS stara się o każdą złotówkę, aby móc dotrwać do końca ligi, w której utrzymanie będzie sukcesem na miarę mistrzostwa Polski. Pytanie, co będzie dalej?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24