Oba mecze były częścią maratonu, który czwartoligowcy rozpoczęli w weekend 26-27 maja. Pińczowianie przegrali wtedy z Czarnymi w Połańcu 1:2 po bardzo pechowym meczu – decydującego o porażce gola stracili w przedostatniej minucie z kontrowersyjnego rzutu karnego.
Dlatego w kolejnym meczu chcieli zagrać tak, by nawet nieoczywiste decyzje sędziego nie przeszkodziły im w zgarnięciu trzech punktów. W uzyskaniu korzystnego rezultatu na przeszkodzie stanęły im jednak źle ustawione celowniki. Ze skutecznością byli tak na bakier, że aby odnieść zwycięstwo, w ataku musiałby grać chyba sam Cristiano Ronaldo.
Już w 3 minucie w świetnej sytuacji znalazł się Norbert Wołczyk. Z pięciu metrów z woleja strzelił jednak na bramką. Potem było podobnie, z tym, że piłkarze Nidy na przemian uderzali niecelnie lub trafiali wprost w bramkarza Łysicy. Przed upływem pierwszego kwadransa gry stracili zaś gola – bodzentynianie skontrowali i pokonali Bartłomieja Majcherczyka.
Wyrównanie mogło przyjść w 45 minucie. Karol Dudzik poszedł w ślady Norberta Wołczyka i też w dogodnej sytuacji zdecydował się na uderzenie z pierwszej piłki, co było decyzją złą, bo nie tak jak trzeba kopnął piłkę i ta znalazła się w rękach Tomasza Wróblewskiego. Na 1:1 trafił Dominik Sobczyk, który po przyjęciu futbolówki obrócił się i z kilkunastu metrów ładnie przymierzył po długim rogu.
- Później też mieliśmy dobre okazje, ale nie udało się już ulokować piłki w siatce. Szkoda, bo dominowaliśmy przez cały czas na boisku. Jak wyliczyłem, zmarnowaliśmy siedem „setek”. Gdyby mecz skończył się naszą wygraną 7:2, to taki rezultat oddałby to, co się działo na boisku. Niestety, na naszą nieskuteczność nie mam słów. To zresztą potwierdziło się w spotkaniu z Hetmanem, choć we Włoszczowie nie zagraliśmy wybitnego spotkania. Mimo to mieliśmy dwie dobre sytuacje na gola. Szkoda więc podziałów punktów, bo zwłaszcza mecz z Łysicą powinniśmy byli wygrać i mieć na koncie po 32 meczach 35 punktów, a nie 33 – komentuje Paweł Wijas, trener Nidy.
Jego podopieczni w niedzielę, 10 czerwca, zagrają na swoim stadionie przy ulicy Pałęki w Pińczowie ze Zdrojem Busko-Zdrój. Będzie to ciężki mecz dla pińczowian, bo buszczanie wciąż walczą o awans i nie mogą nawet zremisować. Jeśli tak się stanie, definitywnie odpadną z gry o III ligę. Są zatem zdecydowanym faworytem derbów, bowiem potyczki Nidy ze Zdrojem mają przede wszystkim wymiar lokalny. Kto je wygrywa, ten przez następne pół roku króluje na Ponidziu.
- Zagramy tak, aby trzy punkty zostały w Pińczowie. Chcemy się utrzymać w IV lidze i zrobimy wszystko, by tak się stało. Spotkanie ze Zdrojem łatwe nie będzie, ale derby rządzą się swoimi prawami – podkreśla Paweł Wijas.
Początek meczu o godzinie 17.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: 20 lat województwa świętokrzyskiego. Wspomnienia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?