W pierwszej połowie lepsze wrażenie sprawiała Warta, która była dłużej przy piłce i stwarzała dobre sytuacje. Już w 7. minucie znany z Ruchu Radzionków Piotr Giel stanął oko w oko z Witoldem Sabelą, jednak bramkarz gospodarzy instynktownie odbił piłkę nogą. Po stracie piłki przez Jana Beliancina gola mógł strzelić Michał Jakóbowski, ale minimalnie chybił. GKS grał równie smętnie jak śpiewali kibice i odpowiedział tylko niecelnym uderzeniem z dystansu Przemysława Pitrego oraz fatalnym pudłem Marcina Pietronia. Dopiero w końcówce tej części gry bramkarz Warty Łukasz Radliński miał trochę roboty, gdy powstrzymał Rakelsa i interweniował po strzałach Dominika Kruczka i Pitrego.
Goście objęli prowadzenie w 51. minucie, kiedy kapitan Warty Tomasz Magdziarz uderzył z 25 metrów zaskakując Sabelę. Bramkarz GieKSy sięgnął piłkę ręką, ale nie zdołał uchronić drużyny przed stratą gola. - Bramkarz miał utrudnione zadanie, bo piłka skozłowała tuż przed nim - oceniał Magdziarz, który wytłumaczył tzw. kołyskę zaprezentowaną przez poznańskich piłkarzy. - To był gol dla Łukasza Radlińskiego, któremu niedawno urodził się syn.
Katowiczanie nie załamali się takim obrotem sprawy i szybko wyrównali. Po rzucie rożnym główkował Adrian Napierała - piłka trafiła w poprzeczkę i przekroczyła linię bramkową, zanim obrońcy Warty zdążyli ją wybić. Na wszelki wypadek efektowną dobitką szczupakiem popisał się Pitry. Kibice na Blaszoku wreszcie zaczęli śpiewać tak głośno jak potrafią, a po meczu brawami podziękowali piłkarzom, którzy zdobyli pierwszy punkt w tym sezonie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?