"Próbowano mnie ukrzyżować w Wielki Piątek, ale jeszcze żyję", czyli obrona Kazimierza Grenia

Konrad Kryczka
Konferencja Kazimierza Grenia
Konferencja Kazimierza Grenia GRZEGORZ JAKUBOWSKI / POLSKA PRESS
Greń Gate - dyskusja nad aferą biletową trwa już ponad tydzień. Część mediów uderzyła w działacza z Podkarpacia, przeprowadzając własne śledztwo. Dzisiaj do obrony własnych racji przystąpił Kazimierz Greń, który spotkał się z dziennikarzami w jednym z warszawskich hoteli. Po tej konferencji na pewno możemy napisać jedno, było ciekawie!

Jeżeli dane państwa rządzone jest przez sprawiedliwość i praworządność, musi istnieć prawo do obrony. One stanowi podstawę i sprawia, że każdy z nas – mniej lub bardziej skutecznie – może odeprzeć ataki kierowane w jego stronę. Dzisiaj postanowił z niego skorzystać Kazimierz Greń. Człowiek, który od lat jest związany z PZPN-em, (współ)autor wyborczych sukcesów Grzegorza Laty oraz Zbigniewa Bońka. Z czasem osoba, z którą związkowym prezesom jest nie po drodze.

Nie będziemy rozstrzygali, czy podkarpacki baron rzeczywiście jest dla piłkarskiej centrali niewygodny. Z jednej strony, może coś w tym być, z drugiej, to może być tylko gadanie dla gadania. Szukanie spisków i układów to przecież coś, czym żyje cały świat, więc jeżeli ktoś twierdzi, że wie coś na ten temat, to jest w danym momencie osobą niezwykle cenną dla opinii publicznej. Ale o tym będziemy mogli pisać dopiero wtedy, kiedy Greń faktycznie uderzy informacjami, które zaszokują całe piłkarskie środowisko. Tego na razie brakuje.

Dzisiaj działacz spotkał się z dziennikarzami z zupełnie innego powodu. Chodzi oczywiście o słynną aferę biletową. Aferę, której był głównym bohaterem. Greń został zatrzymany przez policję, później stanął również przed sądem. Kilku dziennikarzy zaczęło śledztwo i opublikowało jego wyniki. Wszystko kręciło się wokół prostej tezy: działacz, który do Irlandii wybrał się prywatnie (nie był członkiem oficjalnej delegacji PZPN), miał się bawić w handel biletami, czyli, mówiąc najprościej, uskuteczniał bycie „konikiem”. Naturalnie, Greń się z tym zupełnie nie zgadzał. Sam zresztą potwierdził, że bilety miał, ale dla znajomych, a nie na handel.

Twitter masakruje Kazimierza Grenia! Echa konferencji barona z Podkarpacia

Samą konferencję zaczął nie tyle od wyjaśnienia tej sytuacji, co od wspomnienia, kto oprócz przybyłych osób był dodatkowo zaproszony na spotkanie (m.in. Boniek, czy Maciej Sawicki – sekretarz generalny PZPN). Greń uderzył też w portal Weszło, który jego zdaniem atakuje go od kilku miesięcy. Przypomniał również o tym, że Boniek jest twarzą firmy bukmacherskiej Expekt. To wszystko stanowi oczywiście dodatek do tego (można to chyba określić jako show), co zaczęło się po kilku minutach. Wtedy rozpoczęło się wyjaśnianie irlandzkiej afery.

I teraz pytanie, czy usłyszeliśmy coś, co nas zaskoczyło? Szczerze, nie bardzo. Co prawda momentami było ciekawie – np. wtedy, kiedy Greń prezentował swój ubiór z tamtego feralnego wieczora, aby udowodnić, że nie mógł być ubrany na granatowo (co przewinęło się w jednym artykule). Działacz jeszcze raz przypomniał, że na miejscu był prywatnie, a z biletami czekał na znajomych i na pewno nimi nie handlował. - Czekałem na przyjaciół mojego przyjaciela, którzy mieli odebrać bilety. Czy ktoś złapał mnie przy jakiejkolwiek transakcji? – pytał retorycznie podkarpacki baron. – Nie stawiałem oporu, myślałem, że to nieporozumienie – mówił o samym zatrzymaniu.

Wydaje się, że sam Greń jest zdania, że ktoś w Irlandii „wystawił” go tamtejszej policji. - Przypadek, że policja podeszła prosto do mnie? – zastanawiał się działacz. Podkarpackiego barona śmieszyło również miejsce, w którym według medialnych spekulacji miał stać przed ponad tygodniem. – Trzeba być kompletnym idiotą, żeby stać w tym miejscu i handlować biletami – stwierdził Greń, który pokazywał, że jest to naprzeciw wejścia na obiekt, więc są tam również kamery. Co do samych biletów przypomniał również, że Podkarpacki Związek Piłki Nożnej otrzymał jedynie wejściówki za 50 euro, a on sam miał przecież rzekomo handlować również takimi o wartości 70 euro. Różne miały więc być również kwoty, jakich miał za nie żądać Greń. – Po ile w końcu sprzedawałem te bilety? – pytał ironicznie działacz.

– Moim zdaniem w ogóle nie powinno być tej sprawy. Niektóre media rozpętały burzę. Dzięki nim jestem dzisiaj „konikiem”. Zarabianie na biletach to brednie – przekonywał Greń, którego teksty w kilku tytułach rozjuszyły na tyle, że już zapowiedział pozwy do sądu (a przy okazji domaganie się wysokich odszkodowań). Dokładniej chodzi o Onet, Przegląd Sportowy, SuperExpress oraz Weszło. - Moje życie zostało zniszczone przez niektórych ludzi – dodawał.

Oprócz wyjaśniania sprawy, skonfrontowania się z tekstami niektórych dziennikarzy, Greń miał również okazję zaatakować Polski Związek Piłki Nożnej. – Jeżeli przygotowywany statut przejdzie, to od 9 czerwca PZPN będzie miał wiecznego prezesa – rzucił podkarpacki baron, który wspomniał również, że na dłuższe rozmowy na temat samego związku przyjdzie jeszcze czas. Greń był również rozczarowany tym, że Boniek nie spotkał się z nim i nie wyjaśnił sprawy. - Jeżeli Boniek jest mężem stanu, to dlaczego nie chciał się ze mną spotkać? Wysłuchać moich wyjaśnień i na tej podstawie ocenić całą sytuację? Wszczęto przeciwko mnie postępowanie dyscyplinarne, a nie wyjaśniające. Dlaczego? - zastanawiał się Greń, który nie dał możliwości zadania dziennikarzom pytań, ale sam pod koniec swojego przemówienia popisał się niebanalnym porównaniem. - Próbowano mnie ukrzyżować w Wielki Piątek, ale jeszcze żyję i dowiodę wielu rzeczy - zakończył podkarpacki baron.

Czytaj także:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24