Zlekceważona prowokacja, czyli jak futbol przegrał z żywiołem [KOMENTARZ]

Grzegorz Ignatowski
Pseudokibice po raz kolejny udowodnili, że są w stanie wygrać bitwę ze zdrowym rozsądkiem. Po raz kolejny, być może ostatni, zniszczyli sportowe święto, jakim jest mecz piłkarski. Z różnych relacji, jakie mogliście przeczytać na łamach portalu Ekstraklasa.net pewnie wyrobiliście sobie już opinie na temat tego jak doszło do całego zdarzenia i kto jest temu wszystkiemu winny. Ale należy sobie w tym miejscu postawić pytanie czy można było temu zapobiec?

Pamiętam czasy, kiedy na stadionach co tydzień było gorąco, kiedy każdy mecz był z gatunku podwyższonego ryzyka. To było jednak dawno temu i wydawało się, że kluby odrobiły lekcje i odpowiednio zabezpieczyły się na wypadek zagrożenia. Wydawało się, że nauczyły się zapobiegać ewentualnemu nieszczęściu. Okazało się jednak, że te lata względnej ciszy na stadionach uśpiły czujność organizatorów.

Kibice to żywioł. Niektórzy mówią, że żywiołu nie da się opanować, ale prawda jest taka, że można ten żywioł odpowiednio ukierunkować. Działania klubu powinny zmierzać do tego, żeby pasja fana była ukierunkowana pozytywnie, i Legia rzeczywiście do tego zmierza. Jeśli są jakiekolwiek przesłania, że ta pasja będzie ukierunkowana negatywnie, to jest to wyraźny sygnał, że należy zacząć dmuchać na zimne. W Warszawie nikt nie dmuchał, wszyscy wyszli z założenia, że jakoś to będzie.

Jeszcze przed meczem docierały do nas informacje, że kibice Legii zamierzają wykorzystać flagi Jagiellonii, które zostały skradzione jakiś czas temu. Białostoczanie spodziewali się tego i jeszcze przed spotkaniem byli nastawieni agresywnie. Przedmeczowe przyśpiewki, wulgarne hasła, to był pierwszy krok do wielkiego finału, ale przecież takie przyśpiewki to element wielu spotkań, na których przecież nic się nie dzieje. Dlaczego tym razem było inaczej? Słowem klucz jest w tym miejscu prowokacja.

Nie chodzi tu o to, że jedni sprowokowali drugich i nagle runęła lawina nienawiści. Prowokacja była obustronna i składała się z wielu poszczególnych elementów. Wspomniane wcześniej flagi miały ogromne znaczenie i klub powinien zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do takiego rodzaju manifestacji, ale to tylko jeden element. Kibice Jagiellonii rozwścieczeni tym pokazem ruszyli na siatkę odgradzającą ich od kibiców Legii i to był drugi element, a kolejnym punktem prowadzącym do finału było rzucanie petard przez białostoczan w kierunku trybuny, na której stały także kobiety i dzieci. Kluczowym elementem był fakt, że po drugiej stronie siatki, oprócz kobiet i dzieci, stali najbardziej zagorzali kibice, którzy zazwyczaj przesiadują na Żylecie, czyli z daleka od sektora gości. Oni odpowiedzieli agresją na agresję, ale poziom adrenaliny był już tak wysoki, że czarny scenariusz był nieunikniony.

Nie można też zapomnieć o jeszcze jednym elemencie, który powinien zostać wykluczony w pierwszej kolejności. Wojciech Hadaj - bo o nim mowa - głośno mówił, że Jagiellonia nigdy nie będzie mistrzem Polski. Czy pracownik klubu, będący jego głosem w trakcie meczu ma prawo wypowiadać takie słowa? Osoba, która go zatrudnia powinna natychmiast zejść z trybun i napisać wypowiedzenie z pracy choćby na serwetce. Zwolnienie w trybie natychmiastowym musi być odpowiednio uargumentowane, ale w tym przypadku chyba nie byłoby z tym problemu. Nieodpowiedzialność? To za mało powiedziane. Prowokacja - to jest właściwe słowo opisujące zachowanie Hadaja.

Tak więc żywioł został ukierunkowany za pomocą prowokacji, na którą nikt w porę nie zareagował. Policja powinna wejść na stadion znacznie wcześniej, ale nikt nie wpadł na pomysł, że pewnym wydarzeniom trzeba zapobiegać. Być może organizatory myśleli, że będzie jak zawsze, czyli kibice sobie trochę pokrzyczą, odpalą parę rac i na tym się skończy, ale kiedy pozwalasz żywiołowi się rozwijać to ten może łatwo wymknąć się spod kontroli.

Nie zamierzam w tym miejscu bronić kibiców, w żadnym wypadku. Uważam tylko, że jeśli ktoś wie do czego są zdolni kibice to jest w stanie odpowiednio wcześnie zareagować, żeby temu zapobiec. Podobnie jest w przypadku innych żywiołów. Jeśli pojawia się pożar to dusisz go w zarodku, a nie czekasz aż ogień ogarnie cały budynek i dopiero wtedy zaczynasz gaszenie. W Warszawie zbyt długo bezczynnie patrzono na ogień. Igrano z nim, a kto igra z ogniem ten musi się sparzyć.

Teraz czas pochylić się nad sytuacją i zastanowić się jakie powinny być konsekwencje. Wiadomo, że Legię spotka potężna kara, bo to warszawski klub jest organizatorem i nie dopilnował porządku. Rozumiem tych, którzy domagają się równie wysokiej kary dla białostoczan, bo kibice przyjezdni też mają sporo na sumieniu i również powinni zostać w jakiś sposób napiętnowani, ale prawda jest taka, że odpowiedzialność leży po stronie klubu, który zwyczajnie nie zapomniał o pewnych środkach ostrożności. Władze klubu powinny z kolei wskazać jednostki, które są odpowiedzialne za wywołanie zamieszek i usunąć je ze stadionów na dobre, jednak to nie powinno mieć wpływu na karę dla organizatora. Brak zachowania niezbędnych środków ostrożności spowodował sytuację, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Wysoka kara dla Legii powinna być nauczką dla klubów, że żywioł, którym są kibice zawsze powinien być traktowany z pełną powagą. Uśpiona czujność może skończyć się katastrofą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24